36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego, w którym stacjonował Tu-154M, uchodził za jednostkę elitarną. Okazało się jednak, że formacja jest pogrążona od lat w kryzysie.
Symboliczna była „afera delegacyjna" – oficerowie, także piloci, fałszowali faktury, np. z hoteli, żeby dorobić kilkaset dolarów. „Gazeta Wyborcza" cytowała notatkę prokuratury wojskowej przesłaną do szefa MON. Wynikało z niej, że 80 osób miało zarzuty, 33 było po wyrokach za drobne przestępstwa. Jeden z byłych oficerów – bohater skandalu – opowiadał nam, że lotnicy byli słabo opłacani. Stąd pokusa dorabiania na boku.
W 2007 i 2008 roku odeszło trzech pierwszych pilotów tupolewa. Trzeba było ekspresowo wyszkolić następców. Jedynymi pilotami największych samolotów w jednostce stali się dwaj oficerowie, którzy ledwo przekroczyli trzydziestkę.
Nowe załogi miały niezbyt wielkie doświadczenie (nawigator w czasie tragicznego lotu miał wylatane niecałe 60 godzin na tupolewie). W pułku było zaledwie trzech pierwszych pilotów Tu-154M i dwóch drugich. To spowodowało praktykę przesiadania się z fotela dowódcy na fotel drugiego pilota. Kiedy rozmawialiśmy o tym z pilotami cywilnymi, mówili, że to niebezpieczny zwyczaj. W pracy lotnika ważny jest automatyzm, przyzwyczajenie – jeśli latasz na prawym fotelu, masz inne nawyki niż kolega, który lata na lewym. Wyjątek robiony jest dla instruktorów, którzy szkolą pilotów. Tyle że zamienianie się funkcjami nie wynikało z programu szkoleń, ale ze szczupłych kadr. Warto pamiętać, że Arkadiusz Protasiuk – dowódca tragicznego lotu – był drugim pilotem 7 kwietnia 2010 roku, kiedy do Smoleńska leciał Donald Tusk. Przyczyna była banalna. On porozumiewał się po rosyjsku – inni mieli z tym problemy. Widać to choćby z zapisu rozmów kontrolerów z 10 kwietnia 2010 roku, kiedy obsługa naziemna nie może się dogadać z pilotem Jaka-40 podczas kołowania. Protasiuk podczas tragicznego lotu oprócz zadań, które musi wykonywać kapitan, miał na głowie łączność.
Dwie złamane zasady
Załogi nie były zgrane – ta, która leciała z delegacją 10 kwietnia, w tym składzie wylatywała z Okęcia drugi raz w życiu.