Korespondencja z Moskwy
Andriej Czukawin, ojciec jednego ze służących w arsenale poborowych, trzy dni przed pożarem złożył w prokuraturze zawiadomienie o przestępstwie – stałym łamaniu przepisów dotyczących rozładowywania szczególnie niebezpiecznych ładunków. Arsenał w Pugaczewie nie był bowiem przystosowany do przyjmowania w krótkim czasie tak ogromnych transportów pocisków, jakie kierowane były tam w ciągu ostatniego miesiąca. W efekcie żołnierze pracowali na zmiany, w ogromnym tempie, przez niemal całą dobę, zmuszani do nieustannego łamania zasad bezpieczeństwa.
Pożar w ogromnym arsenale znajdującym się w leżącej w południowo-wschodniej części Rosji europejskiej republice Udmurcji wybuchł w nocy z czwartku na piątek. Rozprzestrzenił się szybko. Między innymi dlatego, że – jak informują pracownicy arsenału, do których dotarł lokalny portal internetowy – istniejąca kiedyś w bazie jednostka wojskowej straży pożarnej, dysponująca opancerzonymi pojazdami gaśniczymi umożliwiającymi akcję nawet przy zagrożeniu wybuchem, została zlikwidowana kilka lat temu.
Prawie natychmiast zaczęły się eksplozje amunicji. Żołnierze uciekli. Okoliczną ludność ogarnęła panika.
– Przeraziłam się i złapałam ikonę, którą dostałam od mamy. Pomyślałam, że z ikoną nie zginę – opowiadała mieszkanka wsi Juski.