UEFA powierzała w przeszłości prawo organizacji mistrzostw dwóm krajom. Jednak stosunki między Belgią a Holandią (Euro 2000) czy między Austrią a Szwajcarią (Euro 2008) nie były obarczone historycznymi konfliktami.
Gdy o organizację mundialu w roku 2002 starały się, niezależnie od siebie, Japonia i Korea Południowa, FIFA, kierując się zasadą, że futbol łączy narody, wybrała na gospodarzy obydwa kraje. Nie uszczęśliwiła żadnego, ponieważ w Seulu i Tokio żyła jeszcze pamięć o wojnie, w której Japończycy mordowali Koreańczyków. Ale mundial oba kraje zorganizowały, licytując się, kto zrobi to lepiej. Nikt nie wygrał.
Kłopoty z historią
Komitet Wykonawczy UEFA podjął w sprawie Polski i Ukrainy decyzję z naszego punktu widzenia szczęśliwą, ale dość karkołomną. To będą w praktyce mistrzostwa trzech krajów. Ze Lwowa jest bliżej do Gdańska niż do Doniecka. Wschodniej Ukrainie bliżej do Rosji niż do Lwowa.
Jeszcze przed ogłoszeniem wyboru gospodarza, w Cardiff, Witalij Kliczko powiedział, że gdyby Ukraina złożyła ofertę wspólnie z „braćmi z Rosji", byłoby przyjemniej. Ale Rosja nie chciała, trzeba było zaprosić Polskę, bo jako członek Unii Europejskiej zwiększała ukraińskie szanse na sukces.
UEFA połączyła nas jak FIFA Japonię z Koreą, ale Lwów nie może się w tej sytuacji odnaleźć. Mer Andrij Sadowy jest z innej formacji niż prezydent Wiktor Janukowycz, który w dodatku związany jest z Donieckiem. We Lwowie słychać głosy, że kłopoty miasta z przygotowaniami do Euro 2012 to efekt różnic między politykami. Co innego oficjalne deklaracje o wspólnej ukraińskiej sprawie, jaką jest Euro, a co innego praktyka.