Ruch Palikota traci impet. Poparcie w sondażach maleje, a partia nie jest w stanie przeprowadzić w Sejmie żadnej z obiecywanych ustaw. Dlatego Janusz Palikot wraca do sprawdzonej wcześniej formy politycznych happeningów.
W piątek w Sejmie wprowadzono nadzwyczajne środki ostrożności: wzmocniono straż marszałkowską, wprowadzono obostrzenia przy wejściu. Wszystko z powodu zapowiedzi Janusza Palikota, który przy okazji składania projektu o depenalizacji posiadania marihuany miał zapalić jointa w pokoju sejmowym.
Według marszałek Sejmu Ewy Kopacz byłoby to ewidentne złamanie prawa. Dlatego złożyła do prokuratury zawiadomienie o zamiarze popełnienia przestępstwa przez Palikota. – Zostałam postawiona w sytuacji, która nigdy nie powinna się zdarzyć w polskim Sejmie – mówiła.
Ostatecznie Palikot nie zapalił skręta, tylko kadzidełko z marihuaną. Twierdził, że chciał w ten sposób pokazać, że obecne przepisy antynarkotykowe są fikcyjne. Życzył też marszałek Kopacz, by sama "zapaliła sobie codziennie jointa". – Ci, którzy używają, mówią, że to wprawia w dobry humor. Tego życzę pani marszałkini – mówił.
Według politologa dr. Wojciecha Jabłońskiego z UW takie zachowanie to próba ponownego zwrócenia uwagi na Palikota. – Jego ugrupowanie wyraźnie traci inicjatywę. Nie udało się przeprowadzić żadnej z zapowiadanych ustaw – mówi "Rz" Jabłoński. – Dlatego wraca do happeningów, które wcześniej przyniosły mu sukces. Tym samym pokazuje, że Palikot sprawdza się tylko w roli błazna. Jako poważny, skuteczny lider już nie – podkreśla.