Jesienią NSZZ „Solidarność" wspólnie z artystami chce poprowadzić kampanię przeciwko tzw. umowom śmieciowym na rynku pracy i nadużyciom w branży artystycznej. To dobry pomysł?
Tak, bo z patologiami trzeba walczyć. Wszyscy muszą mieć takie umowy, które dają im poczucie bezpieczeństwa. Związek zawodowy powinien bronić państwa, praworządności i najsłabszych obywateli i bardzo dobrze, że angażuje się w takie sprawy.
Trudno jednak przypuszczać, że taka akcja coś zmieni. Chociaż związkowcy protestowali przeciwko podwyższeniu wieku emerytalnego i mieli poparcie Polaków, to jednak nic nie udało im się wywalczyć.
Moim zdaniem „Solidarność" jest jedyną siłą, która może zmienić rzeczywistość. To obecnie jedyna alternatywa na naszej scenie politycznej. Bardzo podobała mi się ich blokada Sejmu, bo to przypominało posłom, że ich polityczne „być albo nie być" zależy od woli narodu. Błędem było tylko wypuszczenie PiS, a zatrzymanie postkomunistów, którzy też głosowali przeciwko ustawie.
Ostatnio coraz częściej mówi się o tym, że związki zawodowe zyskują na znaczeniu. „Solidarność" też się zmienia i staje się coraz bardziej niezależna od PiS.