Korespondencja z Grodna
Szefowie państwowych placówek oświatowych zmuszają nauczycieli do odejścia z pracy, bo według nich programy nauczania polskiej historii, kultury i języka, z których korzystają, są „niewłaściwe".
Pierwszą ofiarą czystki padł jeden z liderów społeczności polskiej Lidy, prezes i założyciel Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lidzkiej Aleksander Kołyszko. – Napisałem podanie o zwolnienie, żeby nie wyrzucono mnie dyscyplinarnie – mówi „Rz" polski działacz, do wczoraj wykładający język polski i historię Polski w lidzkim Centrum Twórczości Dzieci i Młodzieży. Kołyszko tłumaczy, że został odsunięty od prowadzenia zajęć, gdyż władze placówki nie zatwierdziły opracowanego przez niego programu nauczania.
– To prawda, że Kołyszko miał problem z programem nauczania i się zwolnił – potwierdza w rozmowie z „Rz" wicedyrektor centrum Irina Jankowska. Nie chce wytłumaczyć, na czym polegają pretensje do Kołyszki, dowodząc, że „nie może o tym mówić przez telefon".
Kołyszko twierdzi zaś, iż pretensje do jego programu nauczania sprowadzały się do tego, że nie odpowiadał on wytycznym białoruskiej historiografii. – Rzecz w tym, że ja przygotowywałem młodzież do zdawania egzaminów na studia w Polsce i nie mogłem wykładać historii Polski w ograniczonym, a nawet wypaczonym przez pryzmat białoruskiej historiografii zakresie – tłumaczy. Dodaje, że nieoficjalnie usłyszał, iż nie miałby problemów z pracą, gdyby nie osiągał sukcesów w przygotowaniu lidzkiej młodzieży na studia w Polsce.