Rz: Po serii awarii uziemiono samoloty typu Boeing 787. Dlaczego popularne dreamlinery tak się psują?
Grzegorz Sobczak: W lotnictwie mówi się o „chorobach wieku dziecięcego". Zawsze, gdy wprowadza się do użytku nowy typ maszyn, należy się spodziewać drobnych usterek, których nie da się w 100 proc. wykryć jeszcze w fazie produkcyjnej. Do tego załogi nie są przecież obyte z nowymi samolotami. Usterki w znanych modelach łatwo im jest szczegółowo rozpoznać. W tym jednak przypadku wolą one po prostu dmuchać na zimne.
Nie przypominam sobie, by wcześniej wprowadzane nowe modele przechodziły podobną gehennę.
Było bardzo podobnie, tylko jak wprowadzano np. nowe embreary, to ich problemy nie były tak mocno nagłaśniane przez media. To był typ samolotu, który można było stosunkowo łatwo zastąpić samolotami ze starej floty i nikt nie podnosił wtedy larum. Teraz jest za to wiele odwołanych lotów i do tego sam dreamliner jest dużo bardziej medialnym samolotem.
Tym razem jednak dochodzi nawet do pożarów, jak w samolocie należącym do japońskiego przewoźnika ANA, w którym spłonął akumulator.