To jeden z głównych argumentów ratusza przeciw referendum, podchwycony przez część internautów. Zgodnie z nim na rok przed wyborami samorządowymi organizacja referendum to zbyt wysoki koszt dla miasta. Ratusz miałby bowiem wydać na organizację głosowania 7 mln zł. Z kwotą tą nie zgadzają się inicjatorzy referendum, Warszawska Wspólnota Samorządowa.
– Z danych Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że referendum będzie kosztować ok. 2–2,2 mln zł – mówi przewodniczący WWS Piotr Guział. – Działacze Platformy specjalnie zawyżają kwotę, aby zamieszać ludziom w głowie i zniechęcić ich do udziału w referendum. A przecież 2 mln zł to tyle, ile miasto musi zapłacić za to, że urzędnicy w MZA odrzucili najtańszą ofertę, gdyż napisane w niej było, że autobusy palą „51 litrów na 100 km", a nie „51,0 litrów na 100 km".
Skąd różnica w szacunkach? – PKW podała tylko koszty organizacji wyborów – tłumaczy wicedyrektor gabinetu prezydenta Warszawy Jarosław Jóźwiak. – Nie ma wśród nich rzeczy, za które ratusz musi dodatkowo zapłacić, jak np. wynagrodzenie kierowców, którzy rozwiozą arkusze, czy urzędników, którzy będą przygotowywać wybory.
Ponadto miasto dodało do siebie wydatki zarówno na głosowanie w sprawie odwołania prezydent Warszawy, jak i na dwie tury wyborów prezydenckich, które po nich nastąpią. – Szacujemy, że zarówno referendum, jak i pierwsza tura to wydatek rzędu 3 mln zł – mówi Jóźwiak. – Druga tura jest zwykle tańsza, przewidujemy, że będzie to ok. 1 mln zł.
Jednak urząd miasta płaci tylko za referendum. Z ordynacji wyborczej do rad gmin, powiatów i sejmików województw jasno wynika, że koszt organizacji wyborów spoczywa na budżecie państwa. – Dostajemy dotację, ale z reguły nie pokrywa ona całości wydatków – mówi Jóźwiak. – Szacujemy, że połowę tej kwoty i tak będziemy musieli zapłacić sami.