Z początku niełatwo jest wskazać te kraje. Statystyki makroekonomiczne nie wystarczają, żeby odnotować dokonującą się zmianę, dopóki nie jest solidnie zaawansowana. W niektórych z państw, które wkroczyły na ten szlak, na przykład w Wietnamie i Indonezji, zmiany dokonują się już od jakiegoś czasu. Oba kraje, mimo, że szczycą się posiadaniem bardziej zaawansowanej gospodarki niż np. Laos i Birma (Myanmar), nadal mogą być uważane za kandydatów do kręgu, określanego mianem Post-China 16 (PC16) – zbioru szesnastu krajów, które wydają się mieć najlepsze warunki do zastąpienia Chin w roli światowego „węzła" gospodarczego, oferującego niskie wynagrodzenia i nastawionego na masową produkcję na eksport.
W ostatnim czasie obserwujemy nasilający się odpływ firm i przedsiębiorców z Chin; inni nie podejmują nawet próby inwestowania w Państwie Środka, od razu kierując się w stronę nowych, bardziej obiecujących krajów. Ten odpływ ostatnio przyspieszył. U jego początku leży zwykle pragnienie przedsiębiorców działających w warunkach globalnych (zwykle są to zresztą stosunkowo niewielkie firmy) by uciec od coraz mniej konkurencyjnych (z ich punktu widzenia) wynagrodzeń i całej „kultury biznesowej" kolejnego giganta gospodarczego. Wielkie koncerny nie są zdolne do podobnie szybkich posunięć, nie mogą też pozwolić sobie na sięgnięcie po siłę roboczą krajów rozwijających się ze względu na jej całkowity brak kwalifikacji. Odpływ i przypływ inwestorów dokonuje się właśnie za sprawą mniejszych firm, które angażują mniejszy kapitał, a co za tym idzie, ponoszą mniejsze ryzyko. Zwykle mowa o przedsięwzięciach pracochłonnych, które łatwo jest przenieść z miejsca na miejsce; ich organizatorzy czerpią dochody z poszukiwania miejsc oferujących najtańszą siłę roboczą, a zarazem pewne minimum organizacji, margines bezpieczeństwa i infrastrukturę umożliwiającą zorganizowanie eksportu.
Patrząc z perspektywy historycznej, można dostrzec, że w tego rodzaju warunkach najłatwiej odnieść sukces w dwóch branżach. Pierwszego kroku dokonują zwykle firmy odzieżowe i zajmujące się produkcją obuwia: to branża, w której panuje mordercza konkurencja, zarazem jednak oferta pracy, jaką stwarza, jest zrozumiała dla znacznej części miejscowej populacji, szczególnie dla kobiet. Druga pionierska dziedzina to montaż telefonów komórkowych, przy którym potrzebna jest siła robocza zdolna do wykonywania dużych ilości prostych, powtarzających się czynności. Na tym dość bezlitosnym rynku decydujące znaczenie ma koszt siły roboczej.
Usiłowaliśmy określić kierunki przemieszczania się niewielkiego kapitału inwestycyjnego wychodząc właśnie od tych przesłanek. Nie wypatrywaliśmy transferów na wielką skalę, które nietrudno zauważyć nawet w perspektywie globalnej: szło nam raczej o pierwsze posunięcia, o zdobywanie przyczółków, które okazują się być obiecujące. Tam, gdzie kilka firm odniosło sukces, podążają za nimi inne, gdy tylko przekonają się o istnieniu siły roboczej, elementarnego ładu i infrastruktury transportowej. Z drugiej strony, nikt nie wymaga na tym etapie rzeczy niemożliwych. Trudno liczyć na „ład i porządek" zdefiniowany w terminach przejrzystych i powszechnie honorowanych przepisów w anglosaskim stylu. Sprawy załatwia się, odwołując się do powszechnie przyjętych obyczajów i znajomych w miejscowych elitach władzy. Nawiązywane są pierwsze kontakty, przeradzające się czasem w partnerstwo biznesowe. Owszem, sytuacja polityczna jest często dość niepewna, może dość do okazjonalnych aktów przemocy, lub przynajmniej ich pamięć może być nadal żywa. Mamy do czynienia z krajami, które znalazły się na początku swojego cyklu produkcyjnego, podejmujące ryzyko niepowodzenia. Inwestorzy, którzy się tu pojawią, również podejmują ryzyko – gdyby nie byli do tego zdolni, nie znaleźliby się w tym czasie i miejscu.
Zwykle przyjmuje się, że początek chińskiego boomu gospodarczego miał miejsce w latach 1978-1980. Kilka lat wcześniej skończyła się Rewolucja Kulturalna, szczególny okres pełen zamieszek i przemocy, która ogarnęła cały kraj. Mao Zedong zmarł w roku 1976 i przez pewien czas, do momentu skonsolidowania rządów w rękach Denga Xiaopinga pod koniec 1977 r., trwały walki o władzę. Nawet jednak po ich zakończeniu Chiny znajdowały się w stanie destabilizacji politycznej, ich system prawny był skrajnie nieprzejrzysty, nadal zdarzały się wybuchy przemocy: wszystkie te okoliczności czyniły z nich przypadek praktycznie beznadziejny z punktu widzenia perspektyw gospodarczych. Egbert F. Demberger i David Fasenfest z University of Michigan sporządzili wówczas dla Połączonych Komisji Gospodarczych Kongresu raport, zatytułowany „Chiny: przyszłość gospodarcza po epoce Mao", w którym twierdzili, iż „W ciągu najbliższych siedmiu lat zakładana dynamika inwestycji przemysłowych i produkcji, większa niż w całym okresie ostatnich 28 lat, przewiduje znaczny import dóbr i wzrost potencjały przemysłowej klasy robotniczej; wymagany jednak do osiągnięcia tego celu poziom eksportu, stopień zaawansowania infrastruktury transportowej, kapitał społeczny, podaż energii i średniej klasy personelu technicznego są znacznie powyżej wszelkich realistycznych szacunków dotyczących rzeczywistych możliwości Chin".
Nie jest moim zamiarem krytykowanie autorów historycznego już dziś tekstu. Tak oceniano sytuację w tamtych czasach. Na podstawie obecnej wiedzy powszechnie przyjmowano, że stworzenie infrastruktury i warstwy menedżerskiej stanowi wstępny warunek rozwoju gospodarczego – tymczasem w Chinach do procesów tych doszło w następstwie dokonującego się rozwoju. To samo można zresztą powiedzieć o roli przepisów w życiu społecznym, powstawaniu fundamentów społeczeństwa obywatelskiego, przejrzystości życia publicznego i innych elementach infrastruktury społecznej, które mają szanse wyłonić się ze społecznego, finansowego i organizacyjnego chaosu, charakterystycznych dla „gospodarki niskich płac". Społeczeństwa, funkcjonujące zgodnie z regułami takiej gospodarki wypracowują podobne cechy i elementy infrastruktury na fundamencie kapitału generowanego przez tani eksport. Cnoty zaawansowanego społeczeństwa przemysłowego i zalety społeczeństwa w fazie preindustrialnej potrafią, przez pewien przynajmniej czas, iść z sobą w parze.