Następcy Chin

Chiny stały się dla nas metaforą. Słowo to oznacza dla nas pewien szczególny etap rozwoju gospodarczego, napędzanego przez niskie płace, żywe zainteresowanie inwestorów zagranicznych oraz fragmentaryczny i nieuporządkowany rozwój kraju, dokonujący się na ogromną skalę, lecz ułomny i obarczony wadami na bardzo wielu płaszczyznach.

Publikacja: 07.08.2013 20:30

George Friedman

George Friedman

Foto: Stratfor

Red

Skala rozwoju przyczyniła się do proliferacji wad, te zaś w jakiś sposób umożliwiły tak wielki skok.

Krzywe, wyznaczające rozkwit i schyłek społeczeństw kreślone są w różnych skalach i z różną amplitudą. Chińska krzywa rozwoju okazała się, na ile można dziś sądzić, znacznych rozmiarów; szła w górę przez ponad 30 lat. Oczywiście, również dziś nic nie zagraża rozwojowi tego kraju, prawdopodobnie będzie się nadal rozwijał,

jednak dotychczasowy etap rozwoju – gigantyczny wzrost gospodarczy, osiągany kosztem niskich płac i dokonywany z myślą o podboju światowych rynków – kończy się na naszych oczach

po prostu dlatego, że na scenie pojawiają się kolejne narody, akceptujące jeszcze niższe płace i oferujące [inwestorom] szereg dodatkowych korzyści. Chiny będą musiały zachowywać się w inny sposób niż dotąd, to zaś oznacza, że inne kraje szykują się na zajęcie ich miejsca.

Anglojęzyczna wersja tekstu na www.stratfor.com

Nowy ład międzynarodowy

Począwszy od dni Wielkiej Rewolucji Przemysłowej na świecie zawsze obecne były kraje, których względnie korzystna pozycja w międzynarodowej wymianie handlowej oparta była na niskich kosztach pracy i znacznych zasobach siły roboczej. Kraje, które potrafiły skorzystać z tych możliwości miały wszelkie szanse na daleko idącą transformację. Takie przemiany zaś prowadziły z kolei do reorganizacji światowych struktur władzy. Karl Kautsky, głośny niemiecki socjalista, napisał był w pierwszych latach XX wieku: „Pół wieku temu Niemcy były, jeśliby porównywać je z ówczesną Wielką Brytanią, nic nieznaczącym, godnym politowania krajem; nie inaczej wyglądały ówczesne relacje Japonii z Rosją. Czy możliwe jest, by w tej sytuacji w ciągu 10, może 20 lat nie zmieniła się globalna proporcja sił?". Dokonujące się zmiany dostrzegał również Lenin, uważając je za postępowe, potencjalnie zaś nawet za rewolucyjne. Ilekroć Kautsky i Lenin brali się za opisywanie świata, czynili to z nadzieją na jego zmianę. Świat jednak okazał się niechętny zmianom. (Dość ironicznie brzmi w tej sytuacji fakt, że z czterech państw tworzących BRIC aż dwa były lub pozostają państwami typu komunistycznego).

Jeśli świat nie jest akurat ogarnięty gorączką wojny, tym, co zmienia kształt ładu międzynarodowego jest handel. Po II wojnie światowej Niemcy i Japonia zdołały podnieść się z gruzów za sprawą niskopłatnych pracowników o wysokich kwalifikacjach; pozwoliło to obu krajom nie tylko odbudować gospodarkę, lecz dołączyć do grona gigantów eksportu. W moim dzieciństwie w latach 50. marka „Made in Japan" kojarzyła się z tanimi, niechlujnie wykonanymi rzeczami. W latach 90. Japonia osiągnęła poziom rozwoju, w którym fundamentem jej potęgi gospodarczej nie była już sprzedaż prostych rozwiązań wytwarzanych dzięki niskim płacom, lecz opanowanie zaawansowanych technologii. Zarazem zmuszona była porzucić praktyki z okresu błyskawicznego wzrostu na rzecz innych zachowań. Dziś w obliczu podobnej przemiany stają Chiny.

Tego rodzaju przemiany obfitują w poważne wyzwania. Z początku ubogie kraje mają do zaoferowania potencjalnym nabywcom jedynie swoje ubóstwo, które pozwala im na oferowanie pracy ludzkiej po niewygórowanych cenach. Jeśli uda się uruchomić cały proces, a pracownicy okażą się odpowiednio zdyscyplinowani, zaczynają napływać pierwsze inwestycje. Obok inwestorów, korzystają na tym również lokalni przedsiębiorcy, dzieje się to jednak kosztem pracowników, których życie na tym etapie jest ubogie i obfitujące w wysiłki.

Nie myślę tu tylko o warunkach pracy; brutalności życia doświadczają na każdym kroku. W miarę bowiem, jak pracownicy przemieszczają się do fabryk, zerwaniu podlega tkanka życia społecznego. To rozdarcie umożliwia jednak nowej, powstającej dopiero sile roboczej wykorzystać nowe możliwości, jakie się pojawiają. Dotychczasowe, tradycyjne formy życia ulegają rozmyciu; ich miejsce zajmuje kapitalizm ze swą użytecznością jako naczelną zasadą. A jednak pracownicy nadal napływają, zdając sobie sprawę, że niezależnie od tego, jak ciężki czeka ich los, jest on lepszy od tego, co miało miejsce w przeszłości. Ta intuicja leżała u podstaw napływu imigrantów do Stanów Zjednoczonych: nowi robotnicy trzymali się swojej gotowości, by pracować przez wiele godzin za kiepskie pieniądze. Wiedzieli, że czeka ich ciężkie życie, wiedzieli jednak również, że będzie ono lepsze niż to, co zostawiali za sobotą; mieli nadzieję, że powiedzie się ich dzieciom, a przy odrobinie szczęścia może i im samym?

W miarę trwania tych procesów, wynagrodzenie stopniowo rośnie – wytwarzanie prostych przedmiotów na światowe rynki jest w końcu mniej dochodowe od produkowania zaawansowanych technologicznie wyrobów – zarazem zaś tempo wzrostu słabnie. Źródła dochodu (dobra i usługi wymagające wyższych kwalifikacji) stają się jednak pewniejsze i bardziej przewidywalne. Doświadczyła tego większość współczesnych społeczeństw, i Chiny nie stanowią wyjątku. To spowolnienie jest dla każdego kraju dość niebezpiecznym okresem. Japonia poradziła z nim sobie wzorowo. Przed Chinami stoją większe wyzwania.

Nowi kandydaci: PC16

Jakkolwiek by nie patrzeć, widać, że Chiny są już u kresu epoki niskich płac i szybkiego wzrostu. Na ich miejscu pojawią się inne państwa. System międzynarodowy jest bowiem otwarty na kolejne kraje, w których obowiązują niskie płace, a zarazem posiadają one odpowiednią infrastrukturę i oferują minimalny poziom bezpieczeństwa wystarczający do prowadzenia interesów. Kraje o niskich dochodach zwykle dostrzegają pojawiające się możliwości i zaczynają piąć się w górę po szczeblach rozwoju; w górę wędrują elity polityczne i gospodarcze, lecz także najubożsi, którym nawet kapitalizm w swojej najbrutalniejszej, początkowej fazie niesie nadzieję i ulgę.

Z początku niełatwo jest wskazać te kraje. Statystyki makroekonomiczne nie wystarczają, żeby odnotować dokonującą się zmianę, dopóki nie jest solidnie zaawansowana. W niektórych z państw, które wkroczyły na ten szlak, na przykład w Wietnamie i Indonezji, zmiany dokonują się już od jakiegoś czasu. Oba kraje, mimo, że szczycą się posiadaniem bardziej zaawansowanej gospodarki niż np. Laos i Birma (Myanmar), nadal mogą być uważane za kandydatów do kręgu, określanego mianem Post-China 16 (PC16) – zbioru szesnastu krajów, które wydają się mieć najlepsze warunki do zastąpienia Chin w roli światowego „węzła" gospodarczego, oferującego niskie wynagrodzenia i nastawionego na masową produkcję na eksport.

W ostatnim czasie obserwujemy nasilający się odpływ firm i przedsiębiorców z Chin; inni nie podejmują nawet próby inwestowania w Państwie Środka, od razu kierując się w stronę nowych, bardziej obiecujących krajów. Ten odpływ ostatnio przyspieszył. U jego początku leży zwykle pragnienie przedsiębiorców działających w warunkach globalnych (zwykle są to zresztą stosunkowo niewielkie firmy) by uciec od coraz mniej konkurencyjnych (z ich punktu widzenia) wynagrodzeń i całej „kultury biznesowej" kolejnego giganta gospodarczego. Wielkie koncerny nie są zdolne do podobnie szybkich posunięć, nie mogą też pozwolić sobie na sięgnięcie po siłę roboczą krajów rozwijających się ze względu na jej całkowity brak kwalifikacji. Odpływ i przypływ inwestorów dokonuje się właśnie za sprawą mniejszych firm, które angażują mniejszy kapitał, a co za tym idzie, ponoszą mniejsze ryzyko. Zwykle mowa o przedsięwzięciach pracochłonnych, które łatwo jest przenieść z miejsca na miejsce; ich organizatorzy czerpią dochody z poszukiwania miejsc oferujących najtańszą siłę roboczą, a zarazem pewne minimum organizacji, margines bezpieczeństwa i infrastrukturę umożliwiającą zorganizowanie eksportu.

Patrząc z perspektywy historycznej, można dostrzec, że w tego rodzaju warunkach najłatwiej odnieść sukces w dwóch branżach. Pierwszego kroku dokonują zwykle firmy odzieżowe i zajmujące się produkcją obuwia: to branża, w której panuje mordercza konkurencja, zarazem jednak oferta pracy, jaką stwarza, jest zrozumiała dla znacznej części miejscowej populacji, szczególnie dla kobiet. Druga pionierska dziedzina to montaż telefonów komórkowych, przy którym potrzebna jest siła robocza zdolna do wykonywania dużych ilości prostych, powtarzających się czynności. Na tym dość bezlitosnym rynku decydujące znaczenie ma koszt siły roboczej.

Usiłowaliśmy określić kierunki przemieszczania się niewielkiego kapitału inwestycyjnego wychodząc właśnie od tych przesłanek. Nie wypatrywaliśmy transferów na wielką skalę, które nietrudno zauważyć nawet w perspektywie globalnej: szło nam raczej o pierwsze posunięcia, o zdobywanie przyczółków, które okazują się być obiecujące. Tam, gdzie kilka firm odniosło sukces, podążają za nimi inne, gdy tylko przekonają się o istnieniu siły roboczej, elementarnego ładu i infrastruktury transportowej. Z drugiej strony, nikt nie wymaga na tym etapie rzeczy niemożliwych. Trudno liczyć na „ład i porządek" zdefiniowany w terminach przejrzystych i powszechnie honorowanych przepisów w anglosaskim stylu. Sprawy załatwia się, odwołując się do powszechnie przyjętych obyczajów i znajomych w miejscowych elitach władzy. Nawiązywane są pierwsze kontakty, przeradzające się czasem w partnerstwo biznesowe. Owszem, sytuacja polityczna jest często dość niepewna, może dość do okazjonalnych aktów przemocy, lub przynajmniej ich pamięć może być nadal żywa. Mamy do czynienia z krajami, które znalazły się na początku swojego cyklu produkcyjnego, podejmujące ryzyko niepowodzenia. Inwestorzy, którzy się tu pojawią, również podejmują ryzyko – gdyby nie byli do tego zdolni, nie znaleźliby się w tym czasie i miejscu.

Zwykle przyjmuje się, że początek chińskiego boomu gospodarczego miał miejsce w latach 1978-1980. Kilka lat wcześniej skończyła się Rewolucja Kulturalna, szczególny okres pełen zamieszek i przemocy, która ogarnęła cały kraj. Mao Zedong zmarł w roku 1976 i przez pewien czas, do momentu skonsolidowania rządów w rękach Denga Xiaopinga pod koniec 1977 r., trwały walki o władzę. Nawet jednak po ich zakończeniu Chiny znajdowały się w stanie destabilizacji politycznej, ich system prawny był skrajnie nieprzejrzysty, nadal zdarzały się wybuchy przemocy: wszystkie te okoliczności czyniły z nich przypadek praktycznie beznadziejny z punktu widzenia perspektyw gospodarczych. Egbert F. Demberger i David Fasenfest z University of Michigan sporządzili wówczas dla Połączonych Komisji Gospodarczych Kongresu raport, zatytułowany „Chiny: przyszłość gospodarcza po epoce Mao", w którym twierdzili, iż „W ciągu najbliższych siedmiu lat zakładana dynamika inwestycji przemysłowych i produkcji, większa niż w całym okresie ostatnich 28 lat, przewiduje znaczny import dóbr i wzrost potencjały przemysłowej klasy robotniczej; wymagany jednak do osiągnięcia tego celu poziom eksportu, stopień zaawansowania infrastruktury transportowej, kapitał społeczny, podaż energii i średniej klasy personelu technicznego są znacznie powyżej wszelkich realistycznych szacunków dotyczących rzeczywistych możliwości Chin".

Nie jest moim zamiarem krytykowanie autorów historycznego już dziś tekstu. Tak oceniano sytuację w tamtych czasach. Na podstawie obecnej wiedzy powszechnie przyjmowano, że stworzenie infrastruktury i warstwy menedżerskiej stanowi wstępny warunek rozwoju gospodarczego – tymczasem w Chinach do procesów tych doszło w następstwie dokonującego się rozwoju. To samo można zresztą powiedzieć o roli przepisów w życiu społecznym, powstawaniu fundamentów społeczeństwa obywatelskiego, przejrzystości życia publicznego i innych elementach infrastruktury społecznej, które mają szanse wyłonić się ze społecznego, finansowego i organizacyjnego chaosu, charakterystycznych dla „gospodarki niskich płac". Społeczeństwa, funkcjonujące zgodnie z regułami takiej gospodarki wypracowują podobne cechy i elementy infrastruktury na fundamencie kapitału generowanego przez tani eksport. Cnoty zaawansowanego społeczeństwa przemysłowego i zalety społeczeństwa w fazie preindustrialnej potrafią, przez pewien przynajmniej czas, iść z sobą w parze.

Rzecz jasna nie istnieje kraj, który mógłby po prostu „zastąpić" Chiny. Ich przytłaczająca wielkość nie daje się z niczym porównać. Oznacza to, że spadkobiercą roli, jaką przez ostatnie lata pełniła ChRL musi stać się nie jedno państwo lecz kilka lub kilkanaście, znajdujących się na tym samym etapie rozwoju. Jeśli uwzględnić wszystkie kraje spełniające ten warunek, suma ich populacji wynosi około miliarda. Nie należało to do wstępnych założeń naszej analizy: okazało się to już po dokonaniu wyboru krajów, należących do PC-16.

Warto również w tym miejscu podkreślić, że celem, jaki stawialiśmy sobie definiując skład PC-16 nie było wypracowanie szczegółowej prognozy. Jest to po prostu lista krajów, które naszym zdaniem znalazły się na pewnym szczególnym etapie rozwoju i w których dostrzegamy aktywność charakterystycznych dla tego etapu branż: odzieżowej, obuwniczej oraz montażu telefonów komórkowych. Naszym zdaniem, ekspansja przedsiębiorstw działających w wyżej wspomnianych branżach ma miejsce już od jakiegoś czasu. Co więcej, na horyzoncie nie widać szczególnych ograniczeń dalszego rozwoju gospodarczego tych krajów, choć zarazem niewiele z nich uznać można za wzorzec kraju o zerowym zagrożeniu zmianami politycznymi i wysokiej stabilności – w każdym razie nie bardziej niż były nim Chiny w latach 1978-1980. Zwracam też uwagę, że w naszym zestawieniu nie uwzględnialiśmy krajów, których gospodarki rozwijają się za sprawą wydobycia surowców energetycznych i innych kopalin. Te kraje rozwijają się zgodnie z zupełnie innymi wzorcami. PC-16 to grupa państw-sukcesorów Chin: rozwijających się krajów o niskim poziomie płac, które znalazły się w obliczu szansy na skokowy wzrost przemysłowy.

Nowy rzut aktywności ma miejsce w Afryce, w Azji i – w mniejszym stopniu – w Ameryce Łacińskiej. Jeśli spojrzeć na mapę, okazuje się, że większość tej aktywności skupiona jest w obrębie lub na obrzeżach Oceanu Indyjskiego. Z jednym z najciekawszych wzorców działania mamy do czynienia na wschodnich krańcach Afryki subsaharyjskiej: w Tanzanii, Kenii, Ugandzie i Etiopii. Sri Lanka, Indonezja, Birma (Myanmar) i Bangladesz leżą w obrębie basenu Oceanu Indyjskiego: kraje Indochin i Filipiny znajdują się poza tym obszarem, jednak – choć nie chciałbym przeceniać znaczenia centralnego położenia Oceanu Indyjskiego – w jego bezpośrednim pobliżu. Ostatecznie możemy przyjąć, że mamy do czynienia z dwoma basenami o oceanicznej lub zbliżonej randze: Oceanem Indyjskim i Morzem Południowochińskim. Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o tym regionie, polecam „Monsun" – bestseller pióra mojego kolegi Roberta D. Kaplana.

To grupy PC-16 można również zaliczyć kilka krajów Ameryki Łacińskiej: Peru, Dominikanę, Nikaraguę i Meksyk. Szczególnie temu ostatniemu warto poświęcić kilka słów: obszary położone na północ od Mexico City i na południe od granicy z USA doświadczały w ostatnich kilku latach absolutnie bezprecedensowego rozwoju. Włączenie Meksyku do omawianej grupy jest posunięciem dyskusyjnym, trzeba jednak wziąć pod uwagę, że region rozciągający się na południe od centrum państwa jest stosunkowo duży, gęsto zaludniony i nadal znajdujący się na niskim szczeblu rozwoju. Na obszarze tym, w skład którego wchodzą stany Campeche, Veracruz, Chiapas i Yucatan mamy do czynienia z rozwojem prostych form uprzemysłowienia, które w pełni pasują do przyjętych przez nas kryteriów. Meksyk ma potencjał, by rozwijać regiony o najniższym średnim wynagrodzeniu, nie doświadczając zarazem wyzwań i zagrożeń, które są udziałem Chin, usiłujących działać w podobny sposób w interiorze.

Powyższe dane i sugestie warto umieścić w globalnym kontekście. Rozwój i postęp w żadnym razie nie są ograniczone do omawianego regionu, jest też nadzwyczaj mało prawdopodobne, że wszystkie wymienione kraje osiągną sukces. Za wyjątkiem kilku nie są one jeszcze przygotowane do obecności na zaawansowanych rynkach finansowych ani do tworzenia ilościowych modeli wzrostu. Ważne jest to, że zaczęły one brać udział w procesach, które dokonują się na świecie od końca XVIII wieku: globalizacji połączonej z uprzemysłowieniem. To niełatwe procesy i wiele sił usiłowało je wstrzymać. Nie udało im się to – i to nie ze względu na opór klas rządzących, które miałyby najwięcej do stracenia. Procesy te nie toczą się za sprawą spisku międzynarodowych korporacji: te trafiają do rozwijających się krajów znacznie później. Siłą napędową tego procesu są przyszli robotnicy, którzy usiłują uciec od swojego preindustrialnego życia ku perspektywom, które wydają im się życiową szansą, choć dla nas byłby trudne do przyjęcia.

Krzywe, opisując rozwój gospodarczy jasno wskazują nam, że każdy kraj ma szanse na dynamiczny rozwój, po którym może nastąpić schyłek. Procesów, które rozpoczęły się w latach Rewolucji Przemysłowej nie sposób powstrzymać. Naszym znaniem, w basenie Oceanu Indyjskiego mamy do czynienia z kolejnym obrotem machiny dziejów.

Skala rozwoju przyczyniła się do proliferacji wad, te zaś w jakiś sposób umożliwiły tak wielki skok.

Krzywe, wyznaczające rozkwit i schyłek społeczeństw kreślone są w różnych skalach i z różną amplitudą. Chińska krzywa rozwoju okazała się, na ile można dziś sądzić, znacznych rozmiarów; szła w górę przez ponad 30 lat. Oczywiście, również dziś nic nie zagraża rozwojowi tego kraju, prawdopodobnie będzie się nadal rozwijał,

Pozostało 97% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!