„Nasi żołnierze potrzebują broni" – mówił w czwartek ukraiński prezydent Petro Poroszenko, występując przed połączonymi izbami amerykańskiego Kongresu. Ten zaszczyt dostępny nielicznym otrzymał przywódca kraju walczącego z Rosją. „Koce również są nam potrzebne" – wyliczał prezydent.
Jednak Poroszenko wezwał Amerykanów, by przede wszystkim wsparli jego kraj dostawami broni i sprzętu wojskowego. Prosił też o „energiczne" sankcje przeciw agresorowi i przyznanie Ukrainie „specjalnego statusu" przy NATO. Pierwszy chyba raz w historii amerykańscy kongresmeni i senatorowie wysłuchali z trybuny Kapitolu rozpaczliwego wezwania o pomoc. Mimo to żegnali Ukraińca owacjami na stojąco.
Tuż po jego wyjeździe z Kapitolu amerykańska administracja poinformowała, że już w tym roku przeznaczy 46 mln dolarów na pomoc wojskową dla Kijowa. Nie jest jasne, czy czwartkowa decyzja administracji jest związana z wspólną inicjatywą senatorów demokratycznych i republikańskich, którzy zaproponowali, by w 2015 roku Stany Zjednoczone przeznaczyły 350 mln dolarów na wojskową pomoc Ukrainie. Kijów miałby dostać m.in. broń przeciwpancerną, sprzęt łączności, drony i specjalistyczne radary pozwalające dokładnie wykrywać miejsca, z jakich strzela artyleria przeciwnika – bardzo pomocne w czasie walk w miastach, na przykład Doniecku.
Senatorowie zaproponowali też prezydentowi Obamie, by obłożył wreszcie sankcjami Gazprom. Największy rosyjski koncern unikał dotychczas ostracyzmu, teraz jednak Amerykanie chcą, by został ukarany, jeśli „będzie wstrzymywał znaczące dostawy gazu do państw należących do NATO" (np. do Polski) lub „nadal wstrzymywał dostawy państwom takim, jak Mołdowa, Ukraina i Gruzja".
Tymczasem na Ukrainie mimo rozejmu (który formalnie obowiązuje od 5 września) nadal trwają walki. W ostatnim czasie ukraińskie oddziały odnotowały ostrzał i próby szturmów w 14 miejscowościach obwodu donieckiego i ośmiu – obwodu ługańskiego.