USA potwierdza, ale bez szczegółów
- Mogę potwierdzić, że amerykańskie siły zbrojne i ich partnerzy podejmują działania wojskowe przeciw terrorystom z ISIL w Syrii, z użyciem myśliwców, bombowców i pocisków Tomahawk - powiedział w poniedziałek wieczorem czasu lokalnego rzecznik Pentagonu, kontradmirał John Kirby, używając wymiennej nazwy Państwa Islamskiego. - Operacja trwa i nie jesteśmy w stanie podać w tej chwili szczegółów - powiedział rzecznik Pentagonu.
Według agencji i opozycyjnego Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka siły sojusznicze uderzyły w składy broni i punkty kontrolne w mieście Rakka (Ar-Racca). Urzędnicy w Pentagonie poinformowali, że celem kampanii jest pozbawienie bojowników bezpiecznego schronienia, jakim cieszą się w Syrii.
Obama dotrzymuje słowa
Mniej niż dwa tygodnie temu Barack Obama wygłosił przemówienie, w którym obiecał Ameykanom nieugiętą wojskową kampanię Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, która miała osłabić i ostatecznie zniszczyć radykalnych bojowników Państwa Islamskiego.
Od początku sierpnia Stany Zjednoczone prowadziły naloty na terenie Iraku. Akcja ta miała wesprzeć armię iracką oraz kurdyjskich bojowników w walce z IS. Rozszerzenie ataków na na terytorium sąsiedniej Syrii, gdzie mieszczą się główne dowództwo i baza IS, jest przełomem, gdyż administracja unikała dotychczas angażowania USA w trwającą od ponad trzech lat syryjską wojnę domową.
Syryjski MSZ opublikował krótki komunikat, w którym przyznał, że władze USA uprzedziły o planowanych działaniach przeciwko islamistom z IS w Rakce.
W Iraku łatwiej niż w Syrii
Amerykanie przygotowywali się do tego ataku od dwóch miesięcy, przeprowadzając loty kontrolne nad terytorium Syrii. Ze względu na wojnę domową przeprowadzenie ataku na dżihadystów w Syrii jest o wiele bardziej skomplikowane niż w Iraku. Bagdad i iracka armia udzielają Stanom Zjednoczonym wsparcia, podczas gdy w Syrii USA nie ma takiego sojusznika. Syryjski prezydent jest wyjątkowo brutalny, posunął się nawet do użycia broni chemicznej przeciwko swoim rodakom. Stany Zjednoczone podtrzymują stanowisko, że prezydent stracił legitymację do sprawowania władzy. Eksperci zwracają uwagę, że Asad może skorzystać na amerykańskich nalotach. Według Pentagonu nie został on uprzedzony o planowanych atakach.