Martin Schulz to wymarzony przeciwnik dla polskiego rządu. Rozemocjonowany niemiecki socjalista, nadużywający wielkich słów („zamach stanu"), chce, żeby o Polsce rozmawiać w Parlamencie Europejskim, bo zagrożona jest demokracja.
Schulz wie doskonale, że jakiekolwiek połajanki z Brukseli dadzą efekt odwrotny do zamierzonego. – Gdy prawicowi populiści dostaną do ręki argument, że siły zewnętrzne, obcy, inne kraje próbują się mieszać do polityki wewnętrznej ich kraju w celu skorygowania jej, wówczas bardzo wzrośnie ich popularność – powiedział Schulz dla Radia Deutschlandfunk. Ale chęć pouczania jest u niego silniejsza i zapowiada zwołanie debaty dotyczącej Polski. Nie oznacza to wcale, że UE nie powinna interweniować, kiedy naprawdę łamana jest demokracja. Tyle że pole jej działania jest bardzo ograniczone. Wie o tym świetnie obecna Komisja Europejska, która bardzo ostrożnie obchodzi się z rządem węgierskim.
Warto sięgnąć do historii prawicowego populizmu w UE. Pierwszy szok nastąpił, gdy do koalicyjnego rządu Austrii weszła w 2000 r. Austriacka Partia Wolnościowa, nacjonalistyczne ugrupowanie Jorga Haidera. Pozostali członkowie UE uznali, że nie będą z takim partnerem rozmawiać, i zamrozili relacje z Wiedniem. Ponieważ jednak ówczesne unijne prawo nie przewidywało żadnych możliwości działania, gdy rzekomo rząd jednego z państw członkowskich występuje przeciw europejskim wartościom, to każde z 14 państw zamroziło relacje dwustronne.
Austriaccy ministrowie byli więc dopuszczani do unijnych rad, ale nikt nie chciał z nimi rozmawiać. Szybko się jednak okazało, że taka strategia nie przynosi efektów, po ośmiu miesiącach kwarantanna się skończyła. Ale austriacki przykład był poważnym materiałem do przemyśleń. Okazało się, że UE może się stać bezsilna, gdy jeden z krajów zacznie łamać zasady demokracji.
Państwo prawa, poszanowanie praw mniejszości, pluralizm czy równość kobiet i mężczyzn są zapisanymi w unijnym traktacie wartościami, na których opiera się UE i które są warunkami dołączenia do Wspólnoty. Nie ma jednak żadnego mechanizmu monitorowania przestrzegania tych wartości w przypadku państw członkowskich.