To pierwsze nie jest jednak w żaden sposób wynikiem zwycięstwa miliardera, przeciwnie – Barack Obama przyspieszył dyslokację wojsk tak, by nowy włodarz Białego Domu nie mógł jej powstrzymać. W powietrzu bowiem wisi „wielki reset" z Rosją; z drugiej jednak strony zarówno republikańska większość w Kongresie, jak i nominaci na stanowisko sekretarza stanu oraz obrony wykazują się zdrowym realizmem wobec Moskwy.
Słowem – nadchodzi niepewność i będzie nam towarzyszyć przez pierwsze miesiące rządów Trumpa. Przez ten czas polskie władze muszą go przekonać, że nasz kraj jest niezbywalną częścią systemu bezpieczeństwa Ameryki, bo o wspólnych wartościach czy demokracji akurat przy tym prezydencie nie ma co wspominać.
Trumpowi można wiele zarzucić, ale nie to, że nie rozumie, na czym polega bezpieczeństwo, ma też nosa w doborze osobowości na najwyższe stanowiska w administracji i najwyraźniej szybko się uczy, do niedawna nie posiadał wszak pełnego wglądu w tajne raporty wywiadu i kontrwywiadu. Wnioski z tej nauki są takie, że choćby nie wiem jaką miał wolę i energię, musi obracać się w ramach wypracowanej przez dziesięciolecie strategii bezpieczeństwa USA, jeśli je przekroczy – zagrozi swojej ojczyźnie.
Owa rama jest jednak elastyczna, wygina się to w jedną, to w drugą stronę, w zależności od sytuacji. Za prezydenta Obamy na odcinku europejskim wygięła się ku Polsce, bo po raz pierwszy dostaliśmy nie tylko pisemne gwarancje, ale też konkrety – plany ewentualnościowe na wypadek agresji na nasz kraj i obecność sił NATO oraz USA. Pomijając inne aspekty polityki Obamy, pod względem polskiego bezpieczeństwa był to naprawdę znakomity prezydent.
Trump zapowiadał się znacznie gorzej. Jego wypowiedzi z okresu kampanii wyborczej jeżyły wręcz włosy na głowie. Krytyka NATO, zapowiedź zwijania amerykańskich sił wojskowych ze świata, wyraźna sympatia dla osobowości Putina, rozważania nad możliwym zaakceptowaniem aneksji Krymu, wreszcie gotowość do resetu z Moskwą, przede wszystkim w sprawach bezpieczeństwa, nie mogły budzić w Polakach zaufania. Zapachniało wręcz czymś na kształt nowej Jałty, tak przynajmniej chcieliby Rosjanie.