Gdybym miał streścić w jednym zdaniu prognozy na 2016 rok, powiedziałbym, że będzie to okres szybkiego wzrostu konsumpcji i rozczarowujących inwestycji. Innymi słowy, struktura wzrostu ulegnie istotnej zmianie w porównaniu z 2015 r., w którym wydatki konsumentów rosły w umiarkowanym tempie, a inwestycje zaskakująco szybko.
Za taką zmianę będzie odpowiadało kilka czynników. Po pierwsze, za sprawą planowanego programu wsparcia dla rodzin z dziećmi polityka fiskalna stanie się łagodniejsza, i to w warunkach szybkiego rozwoju gospodarki. Uruchomienie programu 500+ oznacza, że proporcjonalnie więcej środków trafi do gospodarstw domowych o niskim dochodzie na głowę, a przy tym zapewne o niewielkiej skłonności do oszczędzania. Dochód do dyspozycji mniej zamożnych rodzin może rosnąć w dwucyfrowym tempie, pozwalając na wyraźne zwiększenie wydatków. Po drugie, w ostatnich latach nastąpiła wyraźna poprawa sytuacji na rynku pracy, co powinno przekładać się pozytywnie na nastroje konsumentów, łagodząc ich obawy przed utratą zatrudnienia. Wreszcie, po trzecie, pogłębiające się spadki cen paliw sprawią, że siła nabywcza dochodów gospodarstw domowych w pierwszej połowie roku będzie wyższa, niż wcześniej sądzono. Jeżeli te tendencje się utrzymają, konsumpcja może pod koniec roku rosnąć w tempie 5 proc. rocznie, w porównaniu z około 3 proc. w 2015 roku.
Inwestycje raczej nie będą w 2016 roku motorem wzrostu. Przede wszystkim spodziewam się wyraźnego wyhamowania inwestycji finansowanych z funduszy unijnych. Przyczyni się do tego cykl wydatkowania środków z UE. Jego szczyt przypadł na 2015 rok, podczas gdy począwszy od 2016 roku możliwe będzie wydatkowanie środków z nowej perspektywy. Poza tym niepewność dotycząca popytu na polskie produkty w związku ze spowolnieniem w Chinach nie zachęca do rozpoczynania nowych inwestycji. Na to nakładają się podwyżki stóp w Stanach Zjednoczonych. Ponadto nie można zapominać, że zmiany w kierownictwie Ministerstwa Skarbu mogą przejściowo opóźnić realizację niektórych projektów inwestycyjnych w państwowych firmach. Składając te wszystkie tendencje w spójny obraz, trudno nie dostrzec, że ten rok powinien być okresem wyraźnie słabszej aktywności inwestycyjnej.
W tej sytuacji wzrost gospodarczy będzie wypadkową dwóch przeciwnych tendencji – poprawy w dziedzinie konsumpcji oraz spowolnienia w sferze inwestycji. Spodziewałbym się, że tempo wzrostu PKB utrzyma się w efekcie na dotychczasowych poziomach, a więc lekko powyżej 3 proc.
Z uwagi na przyzwoite tempo wzrostu gospodarczego oraz słabość złotego wydaje się, że bank centralny nie powinien już być skłonny do dalszych obniżek stóp procentowych. W praktyce jednak droga do ich cięć wcale nie jest zamknięta. Trudno bowiem nie zauważyć, że dzięki spadającym cenom paliw inflacja będzie wracała w kierunku celu NBP znacznie wolniej, niż oczekiwano kilka miesięcy temu. Jeżeli więc Rada Polityki Pieniężnej chciałaby obniżać stopy, to argument za taką decyzją jest łatwy do znalezienia.