W Krakowie opowiadano swego czasu anegdotę, jak to gdzieś pod koniec lat 50., lub na początku 60., w jednym z popularnych kabaretów, bodaj w Piwnicy pod Baranami, z powodów technicznych nie można było przygotować przedstawienia. Przy wejściu zawisła kartka z napisem: „Awaria prądu, spektakl odwołany". Ktoś na niej dopisał: „Nic to, wszyscy i tak zginiemy".
W tych czasach królowała filozofia egzystencjalistyczna kładąca nacisk na dramat jednostki, która musi zmagać się z absurdalnością własnego istnienia. Później mody intelektualne się zmieniły, sytuacja polityczna i świat również, ale dziś nie sposób nie zauważyć podobnego pesymizmu. Tyle że nie idzie już o indywidualną egzystencję. To raczej widmo zbiorowej katastrofy krąży nad Europą. Ba, nad całym zachodnim światem.