Projekt PiS zawiera też ciekawy pomysł dotyczący wymierzania zadośćuczynienia pieniężnego za naruszenie dóbr osobistych przez publikację. Nie może być ono wyższe niż 5 proc. rocznego przychodu pozwanego. W przypadku dużego wydawnictwa mogą być to kwoty duże (choć dzisiaj nie ma żądnego limitu, inna rzecz, że sądy nawet w najgłośniejszych procesach zasądzają 40-50 tys. zł) ale dla dziennikarza będzie to korzystne ograniczenie. Jeżeli zarabia powiedzmy 5 tys. zł miesięcznie, to groziłoby mu zasądzenie najwyżej 3 tys. zł, czyli zupełnie najniższe kwoty zasądzane w takich procesach.
– To jakby wbrew trendowi – wskazują adwokaci Andrzej Michałowski i Juliusz Janas, przypominając, że w tym miesiącu wszedł w życie przepis kodeksu cywilnego, który pozwala zasądzać zadośćuczynienie za krzywdy spowodowane śmiercią osoby bliskiej. A więc pełniejsze rekompensowanie krzywd moralnych.
– Pewien sens takiej regulacji, takiego limitu jest, uważa natomiast adwokat Paweł Panek. – Chodzi przecież o zdyscyplinowanie naruszającej prawo redakcji, a nie doprowadzenie do jej bankructwa.
– Szybsze postępowanie przeciwko dziennikarzom, nie obędzie się jednak bez kosztów: poniosą je uczestnicy innych procesów – wskazuje sędzia Małgorzata Kuracka, przewodnicząca III Wydziału Cywilnego SO w Warszawie. – Tak jest np. z szybkimi procesami wyborczymi, gdy trzeba odrywać sędziów od codziennych, a w ich przekonaniu nieraz znacznie ważniejszych, spraw.
Może więc niektóre propozycje usprawnienia k.p.c. zastosować do wszelkich procesów cywilnych, a nie tylko z prasą? Nasi rozmówcy wskazują, że to możliwe, a może nawet konieczne. Zyskaliby na tym nie tylko ścigający prasę, ale wszyscy szukającym w sądach sprawiedliwości.
Są jednak i tacy jak mec. Janas, którzy uważają, że nie ma sensu dyscyplinować sędziów specjalnymi terminami, ale trzeba doinwestować sądownictwo, zapewnić im wsparcie asystentów, administracji.