Co się dzieje z założeniami do projektu nowelizacji ustawy o służbie cywilnej, który szef służby cywilnej opracował przed wakacjami? Zgodnie z nim w urzędach miało być więcej osób „z rynku", a urzędnicy przez trzy lata mogliby pracować na podstawie umowy na czas określony.
Wciąż oczekujemy na stanowisko zespołu ds. programowania prac rządu co do naszej inicjatywy zmian.
Rząd ostatnio zadecydował, że limit mianowań przez trzy kolejne lata ma wynosić 200, urzędnicze płace na kolejny rok z rzędu zostaną zamrożone, a środki na szkolenia zmniejszone do poziomu sprzed kilku lat. Czy pozycja służby cywilnej jest zagrożona?
Limit mianowań mógłby być wyższy, ale nie osłabi służby cywilnej w ciągu dwóch czy trzech lat. Dopóki jej niezależność jest gwarantowana przez konstytucję, nic jej nie grozi. To, że trzeba zacisnąć pasa, jest oczywiste. Oszczędności najłatwiej uzyskać właśnie kosztem administracji, choć to przecież nie ona jest odpowiedzialna za kryzys.
Urzędników jest z jednej strony za dużo, z drugiej zaś w wielu miejscach za mało, by porządnie zająć się sprawami obywateli. Tak powiedział wiceprezes NIK Wojciech Misiąg w jednym z wywiadów. Czy zgadza się pan z tym stwierdzeniem? Na pewno są takie urzędy, w których urzędnicy są źle rozlokowani. Niektóre obszary bowiem kiedyś były priorytetowe, ale ich waga zmalała. Wciąż jednak obsługuje je tyle samo osób. Dlatego musimy wypracować mechanizmy, które będą temu przeciwdziałać. W ramach nowych projektów unijnych chcemy przygotować rekomendacje dla Rady Ministrów, na podstawie których zracjonalizowana zostanie struktura zatrudnienia w służbie cywilnej. Zamierzamy wzmocnić urzędniczą mobilność, na przykład, by urzędy częściej wymieniały się swoimi ekspertami. Występujemy do Komisji Europejskiej, aby w ramach priorytetu Dobre Rządzenie sfinansować projekty wdrażające takie cele. Liczymy na to, że prace ruszą już po Nowym Roku.