Rządowe Centrum Bezpieczeństwa ostrzega: to jeszcze nie koniec. – Opady deszczu oraz burze z gradem prognozowane są przez IMGW w południowej części kraju – czytamy na stronie RCB. Centrum ostrzega, że nawałnice mogą powodować podtopienia budynków i uszkodzenia infrastruktury.
– Jak dotąd największe zniszczenia odnotowano na Śląsku – tamtejszy samorząd wycenia je na 106 mln zł, w Małopolsce na 332 mln zł, na Podkarpaciu na 233 mln zł, a na Lubelszczyźnie sięgają 30 mln zł – wyjaśnia Artur Koziołek, rzecznik Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji.
Wichury i nawałnice, które nawiedzają nasz kraj co roku, spowodowały, że coraz więcej Polaków sięga po ubezpieczenie od klęsk żywiołowych. W ubiegłym roku wykupiono ich 8,95 mln, podczas gdy w 2012 roku miało je 900 tys. osób mniej. Cały czas to zaledwie nieco ponad połowa gospodarstw w Polsce. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda na wsi, gdzie z reguły zniszczenia spowodowane żywiołami są największe. W naszym kraju jest około 10,8 milionów hektarów pól, które są systematycznie uprawiane. Ubezpieczanych zaś na wypadek przymrozków, gradobicia, czy suszy jest zaledwie 3 miliony zasiewów. Robi to tylko około 10 proc. gospodarzy z niespełna 2 mln posiadających uprawy. Andrzej Janc, dyrektor biura ubezpieczeń rolnych w Concordii, uważa wręcz, że większość z nich kupuje polisy wyłącznie dzięki temu, że część składki płaci za nich państwo.
Z danych KNF za ubiegły rok wynika, że średnia składka za polisę chroniącą przed skutkami żywiołów to ok. 290 zł rocznie (dwa lata wcześniej było to niespełna 190 zł). Jak widać dla wielu Polaków to zbyt dużo.
Skutki obecnych nawałnic są dopiero przez ubezpieczycieli szacowane. Zgłoszenia ciągle spływają. – W ciągu dwóch ostatnich tygodni zarejestrowaliśmy 50-proc. przyrost ilości zgłaszanych szkód spowodowanych przez grad, podtopienia, zalania i huragany – przyznaje Piotr Adamczyk z Concordii Ubezpieczenia. – W ubiegłym tygodniu otrzymaliśmy ok. 30 szkód z okolic Żywca. Ale zgłoszenia napływają też z innych regionów kraju. Są wśród nich drobne szkody o wartości kilkuset zł, ale także duże o wartości 120 tys. zł.