Siedem zakładów ubezpieczeniowych może mieć problem z wypłatą świadczeń w razie skrajnie negatywnych scenariuszy – ogłosiła niedawno Komisja Nadzoru Finansowego. Zrobiła to po najnowszych stress testach, czyli pomiarze ryzyka w firmach z branży działających na polskim rynku. Z ankiety przeprowadzonej wśród nich przez „Dziennik Ubezpieczeniowy" wynika, że za niskie kapitały w stosunku do ryzyka i wymogów Komisji mają: spośród zakładów ubezpieczeń majątkowych AXA, Generali i Gothaer (choć niewiele wyższy ma Uniqa), a wśród życiowych: Nordea, Skandia, Rejent Life i Generali. – Sprawdzaliśmy funkcjonowanie zakładów pod kątem podniesienia standardów likwidacji szkód – wyjaśnia Lesław Gajek, wiceprzewodniczący KNF. – Po przeliczeniu rezerw okazało się, że siedem z nich musi uzupełnić środki na swoich kontach.
Nieoficjalnie wiadomo, że w zależności od zakładu, może chodzić nawet o kilkadziesiąt milionów złotych.
Zdaniem jednego z przedstawicieli branży każdy aktuariusz, czyli specjalista szacujący ryzyko, stara się wyliczać bardzo konserwatywnie kwoty, które mogą być potrzebne na pokrycie zobowiązań. – Niestety, to oznacza obniżenie rentowności biznesu, dlatego znane są przypadki, kiedy zarządy wywierają niemałą presję na aktuariuszy. W efekcie odkładają mniejsze pieniądze na ewentualne zobowiązania – mówi ekspert.
Firmy ubezpieczeniowe przekonują, że spełniają wymogi, bo przecież mogą zabezpieczyć wypłaty w stopniu wyższym niż 100 proc. – Rezerwy techniczno-ubezpieczeniowe Uniqa są na odpowiednim poziomie – zapewnia zakład. Także Gothaer twierdzi, że są właściwe. – Ich poziom jest weryfikowany zarówno przez biegłego rewidenta, jak i w ramach grupy – wyjaśnia Dorota Pietrzyk, rzecznik firmy. – Na koniec pierwszego kwartału 2014 r. opiewały one na 712,4 mln zł.
Jednak w ocenie Pawła Wawszczaka z biura Rzecznika Ubezpieczonych to, że poziom kapitału przekracza dziś 100 proc. ewentualnych roszczeń, nie musi oznaczać, że jest wystarczający.