W ich ocenie ta fuzja nie wpłynie na zakończenie ani nasilenie wojny cenowej, lider rynku zyska jednak dzięki niej klientów, którzy dotąd postrzegali PZU jako skostniałego ubezpieczyciela dla konserwatywnych kierowców.
Szansa na młodych
– Zakład długo czekał, aby coś kupić, i wreszcie trafiła mu się naprawdę ciekawa inwestycja, która wniosła do zasobów firmy nie tylko nowy brand w Polsce, ale też biznesy w krajach nadbałtyckich – wyjaśnia Jacek Lisowski z Katedry Ubezpieczeń Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. – To szansa dla spółki. Dotąd postrzegana była bowiem jako tradycyjny ubezpieczyciel, któremu wszystkie nowinki były obce.
Ekspert podkreśla jednak, że to, iż PZU było tak postrzegane, nie znaczy, że rzeczywiście było skostniałe, bo przecież wprowadziło elektroniczne wystawianie polis i zapoczątkowało proces bezpośredniej likwidacji szkód.
– W świadomości konsumentów przymiotnik „nowoczesny" raczej odnosił się do Link4, to ta firma była u nas pionierem w sprzedaży przez internet i telefon – zaznacza Lisowski. – To po jej polisy głównie sięgali ludzie młodzi.
Lisowski uważa, że Link4 może być ratunkiem dla czołowego zakładu ubezpieczeniowego w Polsce. Od pewnego czasu dawał się bowiem zauważyć spadek odnawialności portfela PZU. Część klientów przechodziła do firm directowych, czyli sprzedających ubezpieczenia przez internet i telefon, zachęcona ich agresywnymi reklamami i znacznymi upustami. Proama oferowała np. 70 proc. zniżki na polisy komunikacyjne, podczas gdy maksymalny upust na rynku to 60 proc.