– Rynek ubezpieczeń komunikacyjnych jest dziś bardzo miękki, co znaczy, że ubezpieczyciele oferują szeroki zakres świadczeń za niskie składki – uważa Agnieszka Pieczyńska, kierownik ds. ubezpieczeń komunikacyjnych w Marsh Polska. – W porównaniu z rokiem poprzednim stawki spadły o 30–40 proc. Jej zdaniem zakłady chętnie promują cenami takiego klienta korporacyjnego, który wprowadza u siebie metody kontroli szkodowości w celu jej ograniczenia.
Przykładem ostrej rywalizacji cenowej na rynku ubezpieczeń flotowych jest zawarta niedawno polisa OC taboru autobusów miejskich w jednym z miast wojewódzkich. W 2013 r. koszt ochrony ubezpieczeniowej jednego pojazdu wynosił 7 tys. zł rocznie, a teraz zakład, który wygrał przetarg, zaoferował stawkę niższą o prawie 40 proc. Dla taboru liczącego 400 autobusów jest to spadek wydatków rzędu 1 mln zł rocznie, zaoferowany mimo iż szkodowość w tym przedsiębiorstwie nie spadła.
Tomasz Szarek, dyrektor Departamentu Sprzedaży – Brokerzy w Uniqa, potwierdza, że w ubezpieczeniach wojna trwa już od długiego czasu.
– Czwarty kwartał roku to zawsze apogeum walki o klienta w komunikacji ze względu na presję na zrealizowanie planów sprzedażowych – przyznaje Szarek. – Warto też wspomnieć o ogromnej konkurencji na rynku pośredników. Nie mamy zapytań flotowych od jednego pośrednika, klienci przekazują pełnomocnictwa wielu multiagentom i brokerom. Każdy z nich walczy o niską cenę polisy.
Konrad Owsiński, dyrektor Pionu Ubezpieczeń Biznesowych w LINK4, mówi, że nierzadko jednego klienta reprezentuje nawet trzech brokerów. – Gdy stawki są tak niskie jak teraz, wszyscy skupiają się raczej na utrzymaniu dotychczasowych niż wywalczeniu jeszcze niższych – uważa Owsiński. Jego zdaniem LINK4 wielokrotnie odpadał z przetargów z uwagi na brak możliwości negocjacji cenowych. – Wybraliśmy inną drogę: przekonujemy klientów do nas. Optymalizujemy koszty wewnątrz firmy, rozszerzamy paletę propozycji dla naszych klientów – wylicza Owsiński.