— Obiecuję, że wszystko będzie w najlepszym porządku — zapowiedział w Paryżu podczas Międzynarodowego Salonu Lotniczego prezes Boeing Commercial, Kevin McAllister.
Boeing przyznaje również, że rozważa zmianę nazwy MAX na jakąś inną, która nie kojarzyłaby się z dwoma katastrofami, w których zginęło 346 osób.
Czytaj także: Boeing wreszcie przeprosił
Tyle że nadal nie wiadomo, kiedy ostatecznie Boeing będzie gotowy z wprowadzonymi zmianami, niejasne jest również, ile potrwa certyfikacja maszyn przez światowych regulatorów. — Udzielimy wszelkiej niezbędnej pomocy przewoźnikom w reaktywowaniu uziemionych MAXów i wszędzie poślemy naszych specjalistów —mówił w Paryżu McAllister. Wsparcie dla linii, które mają MAXy w swojej flocie deklaruje również producent silników CFM International i już udziela pomocy w niezbędnych konserwacjach, tak aby samoloty mogły zacząć latać, kiedy tylko uzyskają niezbędny certyfikat.
Dwa dni po katastrofie Ethiopian Airlines 10 marca światowi regulatorzy, w tym europejska EASA i polski ULC, nakazali uziemienie wszystkich 380 MAXów, które zostały wcześniej dostarczone przewoźnikom. W Polsce było 7 takich maszyn, 5 w Locie i 2 w Enter Air. Według informacji McAllistera Boeing jest na finiszu wprowadzanych zmian oprogramowania, ale nie był on w stanie podać ostatecznego terminu, kiedy Federalna Agencja Lotnictwa (FAA) otrzyma komplet dokumentów opisujących dokonane korekty. —Nie chcę spekulować co do daty — zastrzegał się McAllister. Według ostatnich informacji Boeinga MAXy mają wrócić do operacji przed końcem tego roku.