Ponad 90 proc. floty europejskich przewoźników pozostaje na ziemi. Reszta wozi ładunki i – sporadycznie kilku-, kilkudziesięciu pasażerów. Powrót do latania na razie planowany jest na początek czerwca, w niektórych przypadkach nawet na lipiec. W ostatni piątek LOT poinformował o przesunięciu daty startu operacji z połowy maja do końca miesiąca.
Jak na razie latają przede wszystkim samoloty w rejsach repatriacyjnych i przewożące cargo. Ale nieco ponad 10 proc. siatki uruchomił od początku kwietnia holenderski KLM i lata głównie po Europie. Z amsterdamskiego lotniska Schiphol latają samoloty także do Chin, ale rejsy wykonywane są przez China Eastern. KLM chciał latać do Warszawy od 3 maja, ale rejsy zostały odwołane z powodu przedłużenia zamknięcia polskich granic.
Swoje plany wobec naszego rynku musiał zrewidować też Air France, który chciał wylądować w Warszawie 9 maja. Z Paryża Air France lata po kraju i do Los Angeles. Siatkę krajową francuski przewoźnik będzie musiał zrewidować, bo jeśli chce skorzystać z pomocy państwa (7 mld euro), nie może latać tam, gdzie dociera szybka kolej.
Jako pierwszy próbuje przywracać siatkę węgierski Wizz Air. Linia właśnie poinformowała o otwarciu bazy we Lwowie, a w ostatni piątek, 1 maja, poleciała z Sofii na londyńskie lotnisko Luton. Potem z tego lotniska wystartowały jeszcze rejsy do Budapesztu, Lizbony i na Teneryfę. Przedstawiciele linii tłumaczyli ten pośpiech w powrocie do latania koniecznością dowiezienia ludzi do pracy, bo przy kwarantannach obowiązujących w większości krajów i zamknięciu Wysp Kanaryjskich dla turystyki do października, o innych pasażerach mowy być nie może. Służby lotniskowe w Luton informowały o wypełnieniu samolotów Wizz Aira w 50 proc., czyli na pokładzie zostały zachowane odstępy między pasażerami.