Ten obowiązek, jako wsparcie popytu na lotnicze podróże w pełni popiera Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA). Organizacja ta uznała, że testy z powodzeniem mogą zastąpić kwarantanny, które zniechęcają teraz do podróży.
Od 29 grudnia wejście na pokład holenderskich linii KLM będzie możliwe jedynie z negatywnym wynikiem testu wymazowego PCR na COVID-19, jedynego dostępnego obecnie na rynku dającego wysokie prawdopodobieństwo prawidłowego wyniku.
Dzień później taki obowiązek wprowadzą Turkish Airines. A ponieważ ten obowiązek wprowadziły nie linie, tylko rządy Turcji i Holandii, oznacza to, że już wszyscy pasażerowie, obojętnie jakich przewoźników latających do tych krajów, mają obowiązek wykazania się negatywnym wynikiem testu.
Negatywny wynik testu jest niezbędny przy większości podróży lotniczych po Stanach Zjednoczonych oraz w korytarzu powietrznym łączącym Singapur z Hongkongiem. W Europie pionierem testów przed odlotem jest niemiecka Lufthansa, która wprowadziła program „COVID-19 free flights”, początkowo pomiędzy Frankfurtem, Monachium i Hamburgiem oraz Duesseldorfem. Bez negatywnego wyniku testu nie polecimy z Wielkiej Brytanii, Holandii czy Włoch do USA. Te trzy kraje otworzyły wcześniej korytarze powietrzne z dwoma portami amerykańskimi: w Atlancie i Nowym Jorku.
Pomysł powrotu do testów pojawił się po tym, jak w Londynie i południowo-wschodniej Anglii wykryto mutację wirusa COVID-19. Teraz obowiązek testowania wprowadzają kolejne linie i wszystko wskazuje na to, że wkrótce będzie to powszechny obowiązek.