Takie informacje mieli nieoficjalnie przekazać przedstawiciele FAA podczas spotkania z regulatorami ruchu lotniczego w Fort Worth w Teksasie w ostatni czwartek, 23 maja. Wcześniej FAA zapewniała, że będzie robiła wszystko, co jest w jej mocy, aby Maxy na całym świecie zostały jednocześnie uwolnione od zakazu latania. W optymizm agencji nie wierzą jednak nawet przewoźnicy amerykańscy. Przewidują oni, że z tych maszyn nie będą mogli korzystać do końca sierpnia. Przy czym przedstawiciele United Continental, American Airlines i Southwest mówią otwarcie, co w amerykańskim świecie lotniczym wcześniej się nie zdarzało, że wątpią w reputację FAA.
— Kiedy sytuacja pozwoli, że będziemy mogli znieść zakaz wydany Maxom, zrobimy to niezwłocznie – zapewniał już oficjalnie w niedzielę, 26 maja p.o. prezes FAA Dan Elwell. Wyjaśnił jednocześnie, że skoro to jego agencja zatwierdziła do latania pierwszą wersję Maxa, to musi to znów jako pierwsza zrobić ponownie po zmianie oprogramowania, które doprowadziło do kłopotów w manewrowaniu maszynami Lion Air i Ethiopian Airlines. — Wszędzie indziej na świecie nasz certyfikat będzie uznany albo niektóre kraje same dokonają analizy naszych decyzji, a nawet same będą chciały przyjrzeć się rozwiązaniom zaproponowanym przez Boeinga — mówił Elwell.
Czytaj także: Tłok na parkingu Boeinga. Nie ma już gdzie trzymać niechcianych 737 MAX
Już teraz wiadomo, że stosunki FAA z innymi regulatorami ruchu lotniczego są bardzo napięte. Chińczycy i Europejczycy uziemili Maxy znacznie wcześniej, niż zrobili to Amerykanie, którzy nie chcieli przyznać, że wina za katastrofy leży po stronie Boeinga, a nie, jak zresztą sam producent przekonywał, po stronie pilotów Ethiopiana i Lion Aira.
— Musimy więc być przygotowani, że dojdzie do opóźnień, bo każdy kraj przestrzega własnych procedur, zamiast ślepo akceptować to, co robimy — mówił Eldwell.