United Airlines przesunęły datę powrotu MAX-ów o miesiąc, czyli do 19 grudnia. To oznacza odwołanie 4,5 tysiąca lotów w listopadzie i grudniu. Southwest nie przewiduje rejsów tymi maszynami nawet do końca stycznia. Tylko American Airlines wierzą nadal w powrót MAX-ów jeszcze w listopadzie, tak by można było te maszyny podstawić w szczycie zimowych przedświątecznych lotów. Linie europejskie, w tym LOT, nie podają żadnych dat, informując jedynie, że MAX-y polecą kiedy będą do tego gotowe, a załogi ponownie przeszkolone.
Listopad mało prawdopodobny
Dla Federalnej Agencji Lotnictwa (FAA) to kolejne utrudnienie. Dotychczas, jeśli wydawała zgodę na latanie maszyn z pasażerami, oznaczało to ostateczną pieczęć zaufania. Teraz to wszystko się zmieniło. Jednym z powodów było udzielenie zbyt daleko idących kompetencji Boeingowi. Sprowadzało się to do tego, że w dużym zakresie Boeing sam certyfikował swoje maszyny.
Czytaj także: Mimo wpadki z MAX-ami Boeing stawia też na usługi
Teraz wygląda na to, że Amerykanie wyjątkowo poważnie potraktowali ponowną certyfikację boeingów 737 MAX po dwóch katastrofach maszyn Lion Air 29 października 2018 w Indonezji i Ethiopian Airlines , który 10 marca spadł tuż po starcie z lotniska w Addis Abebie. Wprawdzie Boeing nadal ma nadzieję, że regulatorzy już w październiku zaakceptują zmiany wprowadzone do oprogramowania i wszystkie inne korekty, jakie okazały się w tym samolocie niezbędne, to powrót maszyn do latania z pasażerami już od początku listopada wydaje się mało prawdopodobny. Zwłaszcza, że przewoźnicy będą potrzebowali przynajmniej miesiąca, a najprawdopodobniej jeszcze dłużej na szkolenia pilotów, którzy będą pilotowali MAX-y.
Federalna Agencja Lotnictwa (FAA) właśnie poinformowała, że eksperci amerykańskiej Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) będą potrzebowali „kilku tygodni” więcej na analizy wszystkich zmian wprowadzonych przez Boeinga. Ich prace prowadzone są niezależnie od tego, co robią regulatorzy, w tym amerykańska FAA i europejska EASA. NTSB zamierza we wrześniu drobiazgowo przyjrzeć się procesowi certyfikacji, tak aby móc wyłowić wszystkie potencjalne nieprawidłowości.