Jedno jest pewne: będzie ciekawie. Już inauguracyjny wyścig pokazał, że nowinki techniczne i zmiany własnościowe w Formule 1 spowodowały nowy układ sił. Trzy czołowe zespoły, dyktujące warunki w poprzednim sezonie, tym razem wypadły mizernie. W Melbourne nie dojechali do mety obydwaj kierowcy Ferrari Felipe Massa i Kimi Raikkonen, ekipa McLarena-Mercedesa zdobyła punkty tylko dzięki broniącemu tytułu mistrza świata Lewisowi Hamiltonowi, który w bardzo szczęśliwych dla siebie okolicznościach zajął trzecie miejsce. Bez punktów ukończył wyścig także team BMW-Sauber. Za to podwójny sukces odnieśli Jenson Button i Rubens Barrichello, kierowcy nowego zespołu Brawn GP, który powstał w miejsce fabrycznego teamu Hondy, gdy z jego finansowania zrezygnował japoński koncern.
Specjaliści dzielą teraz stawkę kierowców Formuły 1 na trzy kategorie. Ekstraklasę tworzą ekipy Brawna, Toyoty i Williamsa, stosujące w swych pojazdach większy dyfuzor – urządzenie aerodynamiczne, wytwarzające podciśnienie pod tylną częścią nadwozia, co pozwala na dużo szybsze pokonywanie zakrętów (to wielce dyskusyjne, wykorzystujące lukę w regulaminie rozwiązanie zostało oprotestowane przez inne zespoły – decyzja Trybunału Apelacyjnego FIA zapadnie 14 kwietnia, przed trzecim wyścigiem sezonu). W pierwszej lidze jeżdżą zawodnicy z zamontowanym w bolidach systemem KERS (pozwala odzyskiwać energię kinetyczną, w normalnych warunkach marnowaną w czasie hamowania), czyli duety Ferrari, McLarena i Renault oraz Nick Heidfeld z BMW-Sauber. W ostatniej klasie są pozostali, wśród nich Kubica, który jest zbyt ciężki, by w jego bolidze zainstalować sporo ważący KERS.
Nie zważając na przeciwności techniczne, w pierwszym wyścigu sezonu Polak pojechał świetnie. Nie było jego winą, że w samej końcówce ścigania rywal spowodował kraksę, odbierającą obydwu jej uczestnikom pewne miejsca na podium. Melbourne nie jest szczęśliwe dla Roberta Kubicy, chociaż polski kierowca lubi się ścigać na torze Albert Park. W żadnym z trzech startów w Australii nasz reprezentant nie dotarł do mety. Dwa lata temu w jego bolidzie popsuła się skrzynia biegów, w zeszłym sezonie podczas neutralizacji staranował go Japończyk Kazuki Nakajima, teraz to samo uczynił jadący na drugiej pozycji Niemiec Sebastian Vettel, gdy Polak wyprzedzał go na wirażu po zewnętrznej.
Z kolei w Kuala Lumpur Kubica ukończył obydwa wyścigi, w który startował – dwa lata temu na 18. miejscu, a przed rokiem na drugim, dając się wyprzedzić tylko Finowi Kimiemu Raikkonenowi.
Tor w Malezji ma inną charakterystykę niż ten w Melbourne. Czy długie proste i szybkie zakręty sprawią, że układ sił ulegnie zmianie? – Nie sądzę, aby coś się drastycznie zmieniło – mówi Robert Kubica. Jakieś roszady mogą być, ale na pewno nie dotyczy to zespołu Brawn. Oni są poza zasięgiem.