Rodzice Jonasza Kofty poznali się Warszawie, matka pochodziła z polskiej rodziny na Ukrainie, ojciec – ze stolicy. Janusz urodził się w 1942 roku w Mizoczu na Wołyniu, gdy uciekali przed Niemcami na Wschód. Mirosław przyszedł na świat dwa lata później we Lwowie. Po wojnie mieszkali we Wrocławiu. O żydowskim pochodzeniu ojca bracia dowiedzieli się po rozwodzie, mając po kilkanaście lat. Wyjechali z matką do Poznania, ale starszy zapowiedział, że dopóki w Polsce będzie choć jeden antysemita, dopóty będzie mówił, że jest Żydem. I zmienił imię na Jonasz.
Po liceum plastycznym zdał do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Na drugim roku z Adamem Kreczmarem i Janem Pietrzakiem założyli kabaret „Hybrydy” – po sześciu latach przemianowany na Kabaret Pod Egidą. Występował w nim do 1980 roku. Pasja malarska wróciła dopiero w połowie lat 80., kiedy zachorował na raka gardła. Wtedy też jego dom zamienił się w swoisty pensjonat dla początkujących plastyków.
Na łamach prasy debiutował w 1966 roku, drukując w „Szpilkach” kilka fraszek. Największe sukcesy odnosił jednak jako autor tekstów piosenek. Na festiwalu w Opolu nagrody zdobywały szlagiery,: „Pamiętajmy o ogrodach”, „Kwiat jednej nocy”, „Jej portret” czy „Radość o poranku”. Nie mniejszym powodzeniem cieszyły się „Autobusy zapłakane deszczem”, „Wakacje z blondynką” i „Śpiewać każdy może”.
Napisał też kilka musicali i utworów dramaturgicznych. Od 1964 roku intensywnie współpracował z radiową Trójką, w której układał i wykonywał teksty satyryczne wspólnie ze Stefanem Friedmannem. Zebrano je w książkach „Dialogi na cztery nogi” i „Fachowcy”. W programie z 1991 roku, który przypomni TVP Kultura, wspomnienia przyjaciół artysty są przeplatane fragmentami jego występów oraz piosenkami wykonywanymi przez Alibabki i Grażynę Szapołowską.
– W moich czasach studenckich pełnił rolę encyklopedii powszechnej – wspomina Stefan Friedmann. – Lubił dużo mówić, ale miał co opowiadać. A przy tym nie zwracał uwagi na dobra materialne, co czyniło go nieprzystającym do rzeczywistości. Momentami przypominał dziecko we mgle. Nigdy nie miał samochodu ani prawa jazdy, nie radził sobie na zakupach, nie orientował się w cenach. Nie było mu to do niczego potrzebne, żeby coś posiadać, czymś się wyróżniać. Jedyne, co gromadził, to książki.