Niemiecki teatr od lat uchodzi za jeden z najciekawszych w Europie: dramatopisarze proponują nowe tematy, reżyserzy – odkrywcze interpretacje, a scenografowie – nową estetykę. Teatr ten ma jeszcze jeden atut – dzięki temu, że język, którego używa, jest językiem urzędowym w aż siedmiu krajach (Niemczech, Austrii, Szwajcarii, Belgii, Liechtensteinie i Luksemburgu oraz okręgu Trentino we Włoszech), następuje między tymi krajami nieustanna wymiana artystów (dotyczy to zresztą nie tylko teatru, lecz także sztuk plastycznych i literatury).
Świetnym przykładem takiej udanej międzynarodowej współpracy jest przedstawienie „Past is in Front of Ego” („Przeszłość jest przed ego”) w wykonaniu teatru büro für zeit + raum, które widzowie festiwalu Kontrapunkt będą mieli okazję zobaczyć w ramach przeglądu konkursowego. Punktem wyjścia dla twórców tego przedstawienia były badania Rafaela Núneza, profesora z uniwersytetu w San Diego, który opisał, jak pojęcie czasu rozumie szczep Indian Aymara. Uważają oni, że przyszłość jest czymś, co mamy za sobą. Bo skoro człowiek zobaczyć może tylko to, co leży przed nim (bo przecież nie ma oczu z tyłu głowy), nieznana mu jeszcze przyszłość musi znajdować się za nim (wciąż niewidzialna), a znana już przeszłość – przed nim. Ta zaskakująca dla nas, choć logiczna przecież konstrukcja myślenia o świecie została przełożona i zobrazowana w przedstawieniu teatralnym wyreżyserowanym przez wykształconą w Szwajcarii niemiecką inscenizatorkę Annę Hirth.
W spektaklu występuje szwajcarski performer Gregory Stauffer, muzykę ułożył norweski kompozytor Julian Skar. W tym przedstawieniu, łączącym teatr dramatyczny i teatr tańca, padają pytania o to, czym jest dla nas dzisiaj czas. Jaki ma wpływ na nas, na przestrzeń, na widzenie świata. Jak go rozumiemy, ale też jak próbujemy go okiełznać – w zdjęciach, nagraniach, filmach, w nieustannym recyklingu przedmiotów i ludzi odmładzających się za wszelką cenę. Czy czas ma formę linearną i płynie od jakiegoś początku do jakiegoś końca czy może niektóre zdarzenia zapętlają się w wiecznych powtórzeniach tych samych czynności? Jednym słowem, czy czas biegnie do przodu czy kręci się w kółko? A może biegnie… do tyłu?
34-letnia reżyserka Anne Hirth znana jest już szczecińskiej publiczności. W ubiegłym roku na festiwalu Kontrapunkt jej poprzednia inscenizacja zdobyła aż dwie nagrody.
Ważnym przedstawieniem na festiwalu będzie również niewątpliwie „Penthesilea” według Heinricha von Kleista w reżyserii Belga Luka Percevala i w wykonaniu zespołu berlińskiego teatru Schaubühne am Lehniner Platz pokazywana poza konkursem. Schaubühne to od kilku lat jedna z najlepszych niemieckich scen. Dziesięć lat temu kierownictwo teatru objął zespół młodych twórców – wśród nich reżyser Thomas Ostermeier (dziś jeden z najwybitniejszych inscenizatorów niemieckojęzycznych) i Sasha Waltz (najciekawsza niewątpliwie choreografka niemiecka). Zaczęli od ognistego ideologicznego manifestu i promowania nowej dramaturgii, młodych aktorów i reżyserów. Między innymi wciągnęli w stałą współpracę z Schaubühne Luka Percevala, flamandzkiego aktora i reżysera, którego niemieckie teatry już właściwie całkiem zaanektowały. Perceval jest reżyserem wybitnym, wyśmienitym interpretatorem klasyki, z której zdziera kostium, ubiera ją współcześnie i tłumaczy na współczesne emocje. Jego przedstawienia – zawsze minimalistyczne w scenografii i niezwykle precyzyjnie zagrane – są jednocześnie bardzo poetyckie.