Po operowym debiucie Grzegorza Jarzyny sprzed trzech lat, kiedy w Poznaniu zagłuszył muzykę Mozarta rubasznymi dowcipami, można było oczekiwać, że i w Lyonie da dowód swej nieokiełznanej inwencji.
Tymczasem zaskoczył wszystkich, także krytyków i dyrektorów ze świata, którzy przyjechali na spektakl cenionego w Europie polskiego artysty. On zaś, wystawiwszy „Gracza” Sergiusza Prokofiewa, pokazał, na czym polega wnikliwa reżyseria.
W teatrze operowym reżyser jest dziś niemal bogiem, może robić wszystko, nie licząc się ze zdaniem dyrygenta ani śpiewaków. Grzegorz Jarzyna zachował się inaczej: nie eksponował siebie. Wszystko natomiast, o czym opowiada, wypływa z muzyki Prokofiewa.
Ona jest najważniejsza – pełna niespokojnych rytmów, gwałtownych napięć, efektownych rozwiązań, a przede wszystkim wspaniale interpretowana przez japońskiego dyrygenta Kazushi Ono. „Gracz”, w którym kompozytor wykorzystał powieść Dostojewskiego, nie jest wdzięcznym obiektem dla teatru. Przez ponad godzinę bohaterowie jedynie mówią o sobie, dopiero potem akcja nabiera przyspiesza.
Jarzyna dodaje do ich długich muzycznych monologów własne obrazy pozwalające dokładniej scharakteryzować postaci lub wyjaśnić związki między nimi. A przede wszystkim, wykorzystawszy dzieło powstałe 90 lat temu, przedstawia współczesny świat.