Rozmowa z Krzysztofem Garbaczewskim
„Co to k... jest?! Czy oni nie potrafią normalnie niczego wystawić? Ja się pod tym nie mam zamiaru podpisać!" – oburza się przed finałem eksperymentalnego spektaklu aktor Adam Szczyszczaj. Jest to ironiczne potraktowanie konserwatywnych poglądów na nowy teatr, ale i atak wyprzedzający nieprzychylne głosy. Na premierze wziął je serio Bogusław Litwiniec, były szef nowatorskiego kiedyś Kalambura. Zaapelował o ratunek dla teatru. Spóźnił się. Wcześniej Ewa Skibińska sparodiowała rejtańskie gesty na pokaz i słynny już okrzyk „Hańba", którym przerwano „Do Damaszku" Klaty.
Sekretnemu dziennikowi Gombrowicza, ujawniającemu m.in. pikantne szczegóły z życia seksualnego, Garbaczewski jest wierny w przewrotny sposób. Treść książki w skrócie podaje na pasku wyświetlanym na żelaznej kurtynie sceny. Generalnie jednak stworzył z aktorami nowe historie, które są ich własnym „Kronosem". Wstrząsająco wypada monolog Adama Cywki o demonach i rozwodach, pointowany często ostrym „pomijam". Przekonanie, że było strasznie, jest ważniejsze od ekshibicjonistycznych wyznań.
Nie brakuje ich zwłaszcza w monologu nimfetki granej przez Sylwię Boroń. Delektuje się licznymi zdradami i odbijaniem zajętych już facetów. Wyznaje to, markując stosunek seksualny transmitowany ze sceny na zasłaniającą ją żelazną kurtynę.