„Ciotka Karola" w inscenizacji Andrzeja Nejmana to przykład, jak z modnej niegdyś, ale dziś nieco trącącej myszką komedii przygotować zabawne, pełne wdzięku przedstawienie. Ogląda się je z prawdziwą radością.
Andrzej Nejman okazał się nie tylko prężnym dyrektorem menedżerem, ale też obdarzonym fantazją reżyserem. Co ciekawe: nie wybrał na reżyserski debiut modnej farsy, lecz nieco zapomnianą komedię „Ciotka Karola". W jego inscenizacji XIX-wieczna ramotka Brandona Thomasa skrzy się dowcipem, błyskotliwymi pomysłami.
Oto marzący o karierze aktorskiej lord Babbs (Michał Lewandowski), aby pomóc swym kolegom, musi wcielić się w tytułową postać owdowiałej multimilionerki, która nieoczekiwanie odwołała swój przyjazd. To uruchamia lawinę pomyłek i nieporozumień.
Pierwszym zaskoczeniem dla widzów jest fakt, że w roli narratora wystąpił Czesław Mozil. To on (w formie elektronicznej) pojawia się w gigantycznej żarówce i wprowadza widzów w świat opowieści. Robi to wszystko w takt szemranej ballady podwórkowej do słów Michała Zabłockiego.