Reżyser sięgnął po monumentalną powieść Marcela Prousta „W poszukiwaniu straconego czasu", jedno z największych arcydzieł światowej literatury. Wyruszył w poszukiwaniu źródeł dzisiejszej europejskiej świadomości i tożsamości.
Proust sportretował społeczeństwo w czasie, gdy przestała mieć znaczenie dawna hierarchia, eksplodował jawny antysemityzm i zbliżał się wybuch pierwszej wojny światowej. Przedstawił czas, kiedy wiek temu narodziła się nowoczesna Europa.
Przefiltrować epokę
Krzysztof Warlikowski nie chciał tworzyć scenicznego ekwiwalentu powieści, tylko wykreować świat równoległy, struktury, poprzez które można przefiltrować naszą epokę, z zachowaniem szczególności i ostrości widzenia oraz błyskotliwego poczucia humoru francuskiego pisarza.
Jak zauważył Piotr Gruszczyński, współautor adaptacji i dramaturg spektaklu, Proust dotyka wszystkich tych tematów, które są również obsesją Krzysztofa Warlikowskiego. Mamy autora i narratora powieści, który był Żydem, homoseksualistą, żyjącym w poczuciu winy niezawinionej. W dodatku Warlikowski jest rówieśnikiem Prousta. Pisarz, gdy skończył dzieło, zmarł.
– Ta książka wypełniona jest namiętnościami, które usiłujemy uchwycić – powiedział Krzysztof Warlikowski. – Bo właściwie w Prouście jedyne, co się zdarza, to właśnie namiętności, spotkania, kryzysy, rozstania, powroty. To jedyne elementy narracyjne w tradycyjnym sensie. To nas zwalnia z narracji, ale zarazem wpycha w nieograniczony horyzont proustowski, jakieś niepojęte przestrzenie czasowe. Słychać to w kondensacji w muzyce Pawła Mykietyna, w „Utworze na wiolonczelę i taśmę", który jest naszą proustowską „Sonatą Vinteuila".