Postaram się mu przyjrzeć. Jestem zaskoczony, jak wielu twórców chce wrócić do Teatru TV - przez ostatnie dwa dni mój telefon dzwoni bez przerwy od 7 rano do 23. Nie jestem w stanie przeczytać wszystkich proponowanych tekstów ani odpowiedzieć na wszystkie maile. Pomaga mi, na szczęście, Wojciech Majcherek, mój zastępca, który ma wieloletnie doświadczenie i teatralne, i telewizyjne.
Zastałem Teatr TV w zupełnej rozsypce, w redakcji została zaledwie garstka osób. A dla mnie teatr to są właśnie ludzie, którym ufam, którzy razem ze mną czytają teksty, coś mi podpowiadają, rozmawiają. Tak było do tej pory w Teatrze w Kielcach i się sprawdzało. Bywały tematy, które początkowo nie wydawały mi się interesujące, ale kiedy artyści lub moi współpracownicy byli przekonujący – ryzykowałem realizację. Myślę, że dzięki takiej współpracy kielecki teatr jest dziś instytucją twórczą i artystyczną. Chciałbym, żeby podobnie było w Teatrze TV.
Na jakie projekty Pan czeka?
Tego nie zdradzę, prowadzę rozmowy na temat konkretnych tytułów, w odpowiednim czasie opowiem na konferencji. Natomiast nie jest już tajemnicą, że rozmawiamy o przeniesieniu musicalu „1989” z krakowskiego Teatru Słowackiego.
Z jak licznym zespołem chce Pan pracować?
W tej chwili są tylko cztery osoby. Chciałbym, żeby było ich około dwudziestu i żeby częściowo wrócić do tych, którzy wcześniej współtworzyli zespół, a także zaprosić młodych współpracowników. W ostatnich latach teatrowi telewizji zabrano pokoje do pracy, sale prób i tak zmieniono strukturę, że stracił on sprawczość produkcyjną. Trzeba na nowo zbudować agencję i odzyskać kontrolę nad całym procesem.