Chcieliśmy, żeby wszyscy się nas bali, więc nie dziwcie się, że teraz nas nienawidzą. Stalin zamordował więcej Rosjan niż Niemcy – te mocne zdania wypowiada rosyjski inteligent w sztuce „Ostatni Sowieci” Daniela Majlinga na motywach białoruskiej noblistki Swiatłany Aleksijewicz. To jedyny w rodzinie rosyjskiego Majora krytyk radzieckiej i putinowskiej rzeczywistości oraz nacjonalistycznych mitów. Łamie tabu „ruskiego miru”, gdy teściowa wypomina mu udział w prodemokratycznej demonstracji i przynoszenie niemieckich słodyczy, wściekła, że ci, którzy przegrali wojnę, żyją lepiej niż zwycięzcy.
Rozlana krew
Kiedy polskie teatry ze zrozumiałych powodów bojkotują rosyjską sztukę, Czesi mają znakomity spektakl przygotowany przez praskie Divadlo v Dlouhé, jednocześnie dowód intuicji zespołu, przedstawienie miało bowiem premierę 3 marca. Czescy artyści nie dali się zaskoczyć inwazją w Ukrainie. Kiedy Moskwa przerażała świat dawno niewidzianym okrucieństwem, reżyser Michal Vajdička pokazywał jego przyczyny, a także cmentarzysko, jakim jest Rosja.
Spotkanie w dniu urodzin Majora rozpoczyna się bowiem od żarcików na temat kości i czaszek wykopanych w ogródku daczy z widokiem na brzozowy las. Strach budzi wiadomość, że kolejny żołnierz nie wytrzymał prześladowań w jednostce, zabił przełożonego i ukrył się w okolicy. Z kolei wnuk Majora recytuje wierszyk o radzieckich żołnierzach, którzy umierali, wysadzając się w pobliżu wroga. Kolejny raz ćwiczy bohaterską śmierć, padając na ziemię.
Wyjątkowość sztuki polega na tym, że temu, co białoruska noblistka zapisała w swoich reportażach, Majling nadał literacką formę, rozwijając w groteskowo-farsowy sposób klasyczne motywy i postaci Czechowa oraz Dostojewskiego – w sowieckich kontekstach i dekoracjach. Major jest następcą Wierszynina z „Trzech sióstr”, który wyjechał z jednostką do Polski. Pijąc wódkę z wiaderka do szampana, dziwi się, dlaczego patrzono na niego z pogardą, „choć przecież wyzwalał Polaków”.
Jego trzy córki to trzy siostry, które spełniły marzenie o wyjeździe do Moskwy, gdzie życie stało się jeszcze większym koszmarem niż na prowincji. Jedna z kobiet żyje w niejednoznacznej relacji z dzisiejszym Łopachinem. Ten, mszcząc się za lekceważenie narzeczonej, kupuje dom Majora jak w „Wiśniowym sadzie”, dodając do ceny koszt najdroższej moskiewskiej prostytutki – tak też ostatecznie potraktował córkę Majora. Druga siostra wraz z ojcem i matką faszeruje synka ruską martyrologią. Trawestując zasadę Czechowa o strzelbie wiszącej na ścianie, która musi wystrzelić – najmłodszy z rodziny zabija się pistoletem ukradzionym dziadkowi. Pewnie przerażony podsłuchanymi wspomnieniami Majora, który wspomina, że w pracy potrzebna mu była wódka i woda kolońska. Gorzałka, by zapomnieć, że każdego dnia zabija dwustu wrogów radzieckiego systemu, a perfumy, by stłumić odór krwi dobijanych strzałami w tył głowy ofiar. Na Syberii ofiary zamarzały polewane wodą, tworząc wyjątkowe pomniki, jak żartuje Major, „kagiebowski wkład w kulturę”.