Rzecznik prasowy rządu powiedziałby z pewnością, że reżyser przedstawienia Bartosz Szydłowski operuje hiperbolą. Mógłby bez zmrużenia oka mówić też o lądowaniu Marsjan w warszawskim Studio. Jednak w przeciwieństwie do członków rady ministrów, którzy już wysłali Polaków na wojnę wewnętrzną i przygraniczną, a także III światową - a zaraz wybuchnie pewnie piąta i dziesiąta - autor premiery pokazuje galopujące szaleństwo polskiej rzeczywistości konkret po konkrecie.
I nie da się, niestety, wykluczyć, że za miesiąc lub trzy - będzie u nas jeszcze głupiej, jeszcze gorzej.
Szydłowski sięgnął po „Śnieg” Orhana Pamuka, który ukazał się w 2002 r, a w Polsce został wydany w 2006 r., gdy turecki pisarz otrzymał za powieść Nobla. Nikt nie ma wątpliwości, że inspirował się Dostojewskim i Camusem. Rzecz w tym, że o ile Dostojewski w „Biesach” pokazywał jak rozkręca się spiralę politycznej histerii i kto za to opowiada, czerpiący z Dostojewskiego turecki noblista opisał (przewidział?) naturę hybrydowej wojny.
Owszem, możemy sądzić, że rozumiemy, co jest grane i kto pociąga za sznurki. Jednak oglądamy tylko matrioszki, które po wykonaniu zadania zalewa magma medialnych manipulacji. I nie wiemy do końca, kto pisze scenariusz zwany dziś algorytmem. Wysoce prawdopodobne, że nie ma jednego programisty. Szaleńców, którzy bawią się w komputerową strzelankę musi być pewnie wielu, dlatego na rzeczywistość składają się bardziej od ich rzekomo precyzyjnych strzałów – nie dające się przewidzieć rykoszety.
Korzystając z kostiumu powieści Pamuka, Szydłowski pokazuje, że aura prowincjonalnego Karsu w Turcji, gdzie walczą ze sobą islamiści, lewica, liberałowie, a we wszystkim gmerają tajemnicze służby - to niestety także nasza scenografia. Toksycznego reality show, w którym politycy oraz dziennikarze fanatycznych i cynicznych mediów mają już krew na rękach.