Rz: Trudno kieruje się operą we Lwowie?
Tadej Eder:
– Pracuje tu 750 osób, każda z nich jest genialna, z wyjątkiem mnie, nie może być zatem łatwo. Ale też trzeba rozumieć, że teatr to zbiorowisko niezwykłych ludzi. Krawców we Lwowie może być wielu, ale niech pan znajdzie wśród nich kogoś, kto uszyje ubranie z XVIII wieku. To samo jest z szewcami czy perukarzami, a takich fachowców potrzebuję w teatrze. To są często prawdziwi artyści oddani pracy twórczej, którzy muszą mieć wyobraźnię.
Ale sam dyrektor musi mocno stąpać po ziemi. Jak więc na przykład wygląda sytuacja finansowa Opery Lwowskiej?
Na tym fotelu, za moim biurkiem już trzy razy siedział prezydent Wiktor Juszczenko. Kiedy był ostatni raz, zadał mi to samo pytanie co pan. Odpowiedziałem szczerze: w ciągu 16 lat niepodległej Ukrainy nie otrzymałem od państwa ani grosza na działalność artystyczną. Owszem, jako instytucja narodowa dostajemy dofinansowanie na dobre płace, ale na wszystko inne sami musimy znaleźć pieniądze, także na utrzymanie budynku i jego konserwację. Tymczasem każdego dnia coś robimy, by ten piękny zabytek nie stracił swej świetności. Ale może dlatego, że w najważniejszych sprawach nie zależę od nikogo, czuję się bardzo dobrze. Jestem niezależny.