Gdy Europa i Ameryka coraz mniej interesuje się baletową klasyką, jej urok odkrywa daleka Azja. To w Japonii, Korei czy Chinach dziewczęta i chłopcy marzą dziś, by pójść w ślady słynnych balerin i tancerzy. Na prestiżowych konkursach baletowych w Warnie czy Lozannie nagrody zdobywają właśnie przedstawiciele krajów azjatyckich. Tam bowiem młodzi ludzie mają cierpliwość i pasję, by poświęcić się ciężkim ćwiczeniom, a dążenie do perfekcji jest naturalną cechą ich charakteru.
Być może zatem bliski jest czas, gdy najdoskonalsze wersje klasycznych baletów przetrwają dzięki zespołom z Dalekiego Wschodu. Przekonała się o tym już publiczność ubiegłorocznych Łódzkich Spotkań Baletowych, którą Koreański Balet Narodowy zachwycił perfekcyjnym wykonaniem „Jeziora łabędziego” Piotra Czajkowskiego. Podczas drugiej wizyty w Polsce Koreańczycy przedstawią inne wielkie dzieło z rosyjskiego repertuaru – „Romea i Julię” z muzyką Sergiusza Prokofiewa.
Swą artystyczną perfekcję Koreański Balet Narodowy budował długo, działa przecież od ponad 40 lat. Ma własną Akademię Baletu kształcącą młodych tancerzy, odegrał ogromną rolę w upowszechnieniu sztuki tańca w swoim kraju nie tylko kolejnymi premierami. Prowadzi bowiem także lekcje dla dorosłych pragnących poznać tajniki baletu, a niemarzących o scenicznej karierze.
W historii Koreańskiego Baletu Narodowego szczególnie ważne są ostatnie lata, w których jego członkowie odnoszą sukcesy na międzynarodowych konkursach. Zespół zaczął także wyruszać na zagraniczne wojaże, kilkakrotnie występował m.in. w Rosji. A przede wszystkim nawiązał współpracę z najwybitniejszymi choreografami, takimi jak znani w Polsce Jurij Grigorowicz, Mats Ek, Boris Ejfman czy szef Baletu Monte Carlo Jean-Christophe Maillot.
To właśnie Jurij Grigorowicz przygotował z Koreańskim Baletem Narodowym pokazywane w 2007 r. w Łodzi „Jezioro łabędzie”, on też jest autorem tegorocznej premiery „Romea i Juli”. Trudno zresztą znaleźć lepszego specjalistę od baletowej klasyki.