Z Werony przez Moskwę do Seulu

Sergiusz Prokofiew „Romeo i Julia”. Specjalnie na bydgoski festiwal przyjeżdża do Europy ten egzotyczny zespół, by przedstawić swą najnowszą premierę

Aktualizacja: 24.04.2008 13:21 Publikacja: 24.04.2008 13:20

Z Werony przez Moskwę do Seulu

Foto: Rzeczpospolita

Gdy Europa i Ameryka coraz mniej interesuje się baletową klasyką, jej urok odkrywa daleka Azja. To w Japonii, Korei czy Chinach dziewczęta i chłopcy marzą dziś, by pójść w ślady słynnych balerin i tancerzy. Na prestiżowych konkursach baletowych w Warnie czy Lozannie nagrody zdobywają właśnie przedstawiciele krajów azjatyckich. Tam bowiem młodzi ludzie mają cierpliwość i pasję, by poświęcić się ciężkim ćwiczeniom, a dążenie do perfekcji jest naturalną cechą ich charakteru.

Być może zatem bliski jest czas, gdy najdoskonalsze wersje klasycznych baletów przetrwają dzięki zespołom z Dalekiego Wschodu. Przekonała się o tym już publiczność ubiegłorocznych Łódzkich Spotkań Baletowych, którą Koreański Balet Narodowy zachwycił perfekcyjnym wykonaniem „Jeziora łabędziego” Piotra Czajkowskiego. Podczas drugiej wizyty w Polsce Koreańczycy przedstawią inne wielkie dzieło z rosyjskiego repertuaru – „Romea i Julię” z muzyką Sergiusza Prokofiewa.

Swą artystyczną perfekcję Koreański Balet Narodowy budował długo, działa przecież od ponad 40 lat. Ma własną Akademię Baletu kształcącą młodych tancerzy, odegrał ogromną rolę w upowszechnieniu sztuki tańca w swoim kraju nie tylko kolejnymi premierami. Prowadzi bowiem także lekcje dla dorosłych pragnących poznać tajniki baletu, a niemarzących o scenicznej karierze.

W historii Koreańskiego Baletu Narodowego szczególnie ważne są ostatnie lata, w których jego członkowie odnoszą sukcesy na międzynarodowych konkursach. Zespół zaczął także wyruszać na zagraniczne wojaże, kilkakrotnie występował m.in. w Rosji. A przede wszystkim nawiązał współpracę z najwybitniejszymi choreografami, takimi jak znani w Polsce Jurij Grigorowicz, Mats Ek, Boris Ejfman czy szef Baletu Monte Carlo Jean-Christophe Maillot.

To właśnie Jurij Grigorowicz przygotował z Koreańskim Baletem Narodowym pokazywane w 2007 r. w Łodzi „Jezioro łabędzie”, on też jest autorem tegorocznej premiery „Romea i Juli”. Trudno zresztą znaleźć lepszego specjalistę od baletowej klasyki.

Reklama
Reklama

Rosyjski choreograf przez prawie 40 lat był dyrektorem artystycznym zespołu baletowego Teatru Bolszoj w Moskwie. Wystawił na tej scenie wielkie dzieła Czajkowskiego – „Jezioro łabędzie”, „Dziadka do orzechów”, „Śpiącą królewnę” – wzbogacając kanoniczną choreografię Mariusa Petipy czy Lwa Iwanowa własnymi pomysłami. Wydobył z zapomnienia inne XIX-wieczne klejnoty („Rajmonda” Głazunowa czy „Bajaderę” Minkusa). Stworzył wreszcie całkowicie nowe, własne widowiska baletowe, zawsze jednak oparte na regułach klasycznego tańca. Taki jest choćby jego „Spartakus”, uznawany przez lata za najdoskonalszą wersję baletu Chaczaturiana.

W dorobku choreograficznym Jurija Grigorowicza ważną rolę zajmuje również „Romeo i Julia”. Pierwszy raz zrealizował ten balet dla Opery Paryskiej w 1978 r., dopiero kilka miesięcy później przygotował premierę w Teatrze Bolszoj.

Taneczna wersja tragicznej miłości kochanków z Werony z muzyką Sergiusza Prokofiewa to jedno z najważniejszych dzieł w dziejach XX-wiecznego baletu. Radzieccy choreografowie: Leonid Ławrowski, który przygotował pierwsze premiery w Leningradzie (1940) i Moskwie (1946), oraz Jurij Grigorowicz stworzyli pewien kanon inscenizacyjny. Korzystali z niego potem inni realizatorzy, choćby Rudolf Nuriejew w Londynie i Paryżu, ale muzyka Prokofiewa inspirowała także najsławniejszych choreografów zachodnich: Birgit Cullberg, Johna Crancko, Kennetha MacMillana lub Johna Neumeiera.

I pomyśleć, że gdy pod koniec 1939 r. Sergiusz Prokofiew przedstawił swój utwór leningradzkim tancerzom, ci chcieli odmówić pracy nad przygotowaniem premiery. Uważali, że muzyka jest mało taneczna, skomplikowana rytmicznie i zbyt kameralna. Dopiero stopniowo odkrywali jej walory. Prokofiew jako jeden z pierwszych wprowadził bowiem do muzyki baletowej prawdę ludzkich przeżyć. Każda z postaci zaczerpniętych z tragedii Szekspira została przez kompozytora zobrazowana w niepowtarzalny sposób, wspaniale oddający także ich wewnętrzną przemianę.

I pomyśleć, że jakieś 20 lat temu Stefan Kisielewski napisał, iż „blada i anemiczna muzyka tego baletu błąka się jeszcze tu i ówdzie na scenach operowych”. No cóż, nawet wnikliwy obserwator rzeczywistości, jakim był Kisiel, też czasami się mylił.

Gdy Europa i Ameryka coraz mniej interesuje się baletową klasyką, jej urok odkrywa daleka Azja. To w Japonii, Korei czy Chinach dziewczęta i chłopcy marzą dziś, by pójść w ślady słynnych balerin i tancerzy. Na prestiżowych konkursach baletowych w Warnie czy Lozannie nagrody zdobywają właśnie przedstawiciele krajów azjatyckich. Tam bowiem młodzi ludzie mają cierpliwość i pasję, by poświęcić się ciężkim ćwiczeniom, a dążenie do perfekcji jest naturalną cechą ich charakteru.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Reklama
Teatr
Jerzy Radziwiłowicz: Nie rozumiem pogardy dla inteligencji
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Teatr
Krzysztof Głuchowski: W Kielcach wygrał Jacek Jabrzyk
Teatr
Wyjątkowa premiera w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Przy jakich przebojach umierają Romeo i Julia
Teatr
Teatr Wielki. Personalne przepychanki w Poznaniu
Teatr
„Ziemia obiecana” Kleczewskiej: globalni giganci AI zastąpili wyścig fabrykantów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama