„Orfeusz i Eurydyka” to najdłużej powstający spektakl Mariusza Trelińskiego. Dzieło Glucka zamierzał zrealizować w Warszawie w 2006 r., ale kierowanie Operą Narodową przejął Janusz Pietkiewicz i premiera zniknęła z planów. Rozpoczęły się spory o to, by umieścić ją na scenie. Udało się, ale w Słowackim Teatrze Narodowym w Bratysławie. Premiera odbędzie się w piątek.
– Tak naprawdę prace nad przedstawieniem zacząłem pięć lat temu, wtedy powstały pierwsze projekty – mówi „Rz” Mariusz Treliński. Pomysłem był zainteresowany Placido Domingo, który chciał wystawić „Orfeusza i Eurydykę” w reżyserii Polaka w kierowanej przez siebie Operze w Waszyngtonie, jednak premiera musiałaby być najpierw przygotowana w Warszawie.
– Mimo upływu lat moja koncepcja się nie zmieniła
– tłumaczy Treliński. – Słynny mit, który przedstawił Gluck, będzie miał współczesny i ludzki wymiar. „Orfeusza i Eurydykę” przedstawię jako sceny z życia małżeńskiego, trochę jak u Ingmara Bergmana. Mitologiczne piekło będzie zatem piekłem rozstania bohaterów, niebo symbolizuje ludzkie pojednanie.
Wybór Bratysławy na premierę „Orfeusza i Eurydyki” nie jest przypadkowy. To właściwie miasto rodzinne współpracownika Mariusza Trelińskiego, Borisa Kudlički, który tu ukończył studia scenograficzne. A Słowacki Teatr Narodowy po kilkunastu latach budowy otrzymał nową siedzibę i teraz chce być sceną atrakcyjną dla zagranicznych artystów oraz widzów. – To bardzo piękny, ale kameralny teatr – mówi Mariusz Treliński. – W przypadku „Orfeusza i Eurydyki” owa kameralność okazała się pomocna. Widz będzie bliżej bohaterów i ich przeżyć.