Dyrektorzy wielu teatrów operowych od dawna próbowali namówić Grzegorza Jarzynę, by zrobił dla nich spektakl. On jednak odmawiał. – Lubię operę, ale wolę jej słuchać, niż oglądać na scenie – mówi „Rz”.
Cztery lata temu uległ i przygotował „Cosi fan tutte” dla Teatru Wielkiego w Poznaniu. Dziś uważa, że były to pierwsze przymiarki. – Spektakl chciałem zrealizować bardzo teatralnie, z wyrazistą fabułą – mówi. – Rok później, robiąc z kolei „Giovanniego” w TR w Warszawie, starałem się uzyskać operową jakość w teatrze dramatycznym. „Gracz” oferuje mi inny, bardziej literacki materiał.
To niejedyny powód, dla którego przyjął ofertę z Opéra de Lyon. – Prokofiew nie skomponował tradycyjnej opery z ariami, opiera się na recytatywach i dialogach – wyjaśnia.
– Ponadto w obsadzie są przede wszystkim Rosjanie. A mnie uwodzi język tego utworu, po wielu latach od ukończenia szkoły i kilku turystycznych wojażach po Rosji mam okazję rozmawiać z artystami po rosyjsku. Widzę też różnicę w mentalności między Wschodem a Zachodem. Nasza wrażliwość jest bliska rosyjskiej, łatwo się rozumiemy, natomiast pewne rzeczy musimy wspólnie wyjaśniać Francuzom.
Najważniejszy był jednak fakt, że Prokofiew, który napisał dla siebie libretto, wykorzystał powieść Dostojewskiego, a ten pisarz od dawna interesuje Grzegorza Jarzynę. W powieści przedstawił on, jak stał się ofiarą hazardu, ale nie ten wątek zajmuje reżysera. – Tu każda z postaci jest graczem, wszyscy nieustannie kalkulują – wyjaśnia. – Prokofiew świetnie oddał to muzyką pełną gwałtownych, niemal schizofrenicznych zmian rytmów. Dzięki temu bohaterowie nie mają psychologicznego obciążenia typowego dla Dostojewskiego. Ta opera gna bez oddechu, jest jak rozpędzony pociąg. Nie ma miejsca na zmiany dekoracji, rozmaite blackouty, efektowne wprowadzenie na scenę bohaterów jak w klasycznych operach.