Pierwsza ofiara popkultury

Znakomita „Marilyn” Krystiana Lupy to pierwsza część tryptyku „Persona”. Spektakl szokuje formą i treścią - pisze Jacek Cieślak

Publikacja: 07.04.2009 01:55

Sandra Korzeniak jako Marilyn w pierwszej części tryptyku Krystiana Lupy „Persona”. Warszawska premi

Sandra Korzeniak jako Marilyn w pierwszej części tryptyku Krystiana Lupy „Persona”. Warszawska premiera za dwa tygodnie na scenie Teatru Dramatycznego

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Marilyn jest Sandra Korzeniak, która grała u Lupy Małgorzatę w inscenizacji powieści Bułhakowa. Oglądamy Monroe w oparach koszmarnego snu poddanego psychoanalizie.

Została zaproszona na śniadanie mędrców i mistrzów. Wielki Mag (Zbigniew Kaleta), gospodarz ceremonii, przypomina Jezusa, ale jest postacią z dzieł Carla Junga. Leży na kozetce-wózku inwalidzkim, zawinięty w koc – niczym w całunie. To stypa po balu u Wolanda. Świata nie dało się uratować. Mag mówi: potrzebna jest nowa osobowość. Nowa ofiara. Naga, przerażona Marilyn chwieje się na srebrnych szpilkach. Próbuje się zasłonić sukienką. Wtula w betonową ścianę.

Ale rytuał złożenia gwiazdy na stosie ofiarnym zaczął się nieodwołalnie. Na scenie ruszyła w ruch kamera prowadzona na hydraulicznym statywie. Trwa bezpośrednia transmisja. Oglądamy jeden z tych niesamowitych obrazów Lupy, kiedy dotyka tajemnicy życia.

I dzieje się rzecz nie do uwierzenia: reżyser przerywa aktorom. Krzyczy: „Stop kamera!” – Dlaczego zanikł obraz wyświetlany na tylnej ścianie sceny? Jest. – Ale nie ma napisów dla zagranicznych gości! – krzyczy Piotr Skiba (fotograf André). I domaga się interwencji technika. Jednak reżyser chce grać, kręcić. – Najwyżej potem sam opowiem koniec – obiecuje podekscytowany.

Inscenizator znany z tego, że ma kłopot z ukończeniem przedstawień na czas premiery, uprzedził na samym początku, że tym razem, wyjątkowo, jest zmuszony pokazać próbę. Ostrzegł kilkuset widzów, krytyków teatralnych i szefów festiwali z całego świata, że aktorzy nie pamiętają tekstu. A on może się irytować i interweniować. Albo prosić o pomoc suflerkę.

[srodtytul]Gwiazda pod ścianą[/srodtytul]

W przerwie pewien reżyser przekazywał plotkę, że Piotr Skiba jest załamany próbą i pije wódkę z gwinta. Znaleźliśmy się więc w samym środku teatralnej kuchni, kiedy przygotowania do kolejnego przedstawienia Lupy nie zostały zakończone. Tymczasem nasz apetyt na następne arcydzieło wzrósł po „Factory”, poprzednim jego spektaklu.

Lupa poświęcił go kulisom słynnego atelier Andy’ego Warhola. Sam pojawił się na scenie. Nadawał rytm grze aktorów. Teraz było podobnie. Usiadł w pierwszym rzędzie za reżyserskim stolikiem. Jak zwykle dawał upust swoim emocjom, wpadając w spazmy, sapiąc, wydając enigmatyczne i urywane śmiechy oraz krzyki.

Kiedy już, tak jak on, wchodziliśmy w klimat spektaklu, zaczynaliśmy wyczuwać jego rytm – aktorzy zapominali tekstu. Odzywała się suflerka. W bezpośredniej akcji otrzymywaliśmy to, co przedstawiała scenografia – wrzucone w gigantyczną filmową halę pudło sceny: atelier w atelier. Zobaczyliśmy Marilyn Monroe w zapuszczonej fabryce snów. Pośród pustych butelek i porozwalanych kartonów, gdzie kiedyś kręcił filmy Charlie Chaplin.

Bohaterka Lupy uciekła z planu lukrowanych hollywoodzkich komedyjek. Leży w brudnej pościeli, rozmemłana, w wyciągniętym swetrze. Śni koszmar osamotnionej gwiazdy. Co chwilę budzi się i zalewa whisky. Bełkocze o nieszczęściu i braku miłości. Jej kariera i życie zabrnęły w ślepy zaułek. Znikąd pomocy. Podkreślają to ewakuacyjne schody. Zaczynają się przy barłogu, kończą pod sufitem. Nie ma wyjścia. Marilyn znalazła się pod ścianą.

Gwiazda stara się zrozumieć przyczyny klęski, snując monolog o nieudanym związku z Arthurem Millerem, który okazał się emocjonalnym wampirem. Jest wściekła, że napisał dla niej tylko jedną stronę adaptacji „Braci Karamazow”. Stara się improwizować rolę Gruszeńki. Ma ją to uratować jako kobietę i aktorkę. Poszerzyć skalę uczuć, uwrażliwić na głębsze przeżywanie emocji.

[srodtytul]Diagnoza choroby[/srodtytul]

Genialność inscenizacji polega na tym, że grająca Marilyn Sandra Korzeniak jest jednocześnie pijaną Monroe, spitą Gruszeńką i sobą w spektaklu Lupy. Tylko on potrafi na tylu poziomach i płaszczyznach zgłębić istotę aktorstwa, uwikłania w nim prywatności, zatarcia granic między obiema sferami. A także wydobyć przekleństwo nieustannego życia na pokaz, co prowadzi do rozpaczy współczesnych artystów i idoli.

[wyimek]Lupa pokazuje, że Marilyn stała się ofiarą największego zbiorowego gwałtu w nowożytności[/wyimek]

Pokazuje to film zarejestrowany na początku prób. Sandra Korzeniak ma jeszcze naturalne ciemne włosy. Histeryzuje, że nikt nie będzie chciał zobaczyć jej w roli gwiazdy, choć przecież Monroe prywatnie była zwykła, normalna i niedoskonała, jak ona. Jak wszyscy.

Oto tajemnica choroby naszych czasów. Miliardy ludzi na świecie zamiast prawdy żądają opium dla mas. Wirtualnego ideału, jaki może dać tylko Fabryka Snów, skąd Marilyn uciekła.

Diagnozę Lupy potwierdziły reakcje widzów we Wrocławiu. – Jest okropna. Ona nie ma seksapilu – narzekała na Sandrę Korzeniak pani siedząca za mną. Inni opuszczali halę. Reagowali jak ludzie z opowieści Marilyn. Wyszła kiedyś naga z hotelu. Szła ulicą. Wszyscy ją poznawali, ale nie chcieli znać. Bo przestała być niedostępnym dla śmiertelników boskim ideałem piękna z ekranu. Była żywym, zranionym człowiekiem. Nie spełniała marzeń, tylko wymagała pomocy.

To, że Lupa zapowiedział „ledwie” pokaz teatralnej próby – dało widzom alibi do szczerych zachowań. – Niech idą, nie mają czuja – krzyczał ze sceny Piotr Skiba o tych, którzy nie chcieli oglądać nieszczęścia gwiazdy, tylko piękną seksbombę. Sandra Korzeniak zagrała ją potem. Ale tylko w ułamkach sekundy. Bo reżyser chciał przecież pokazać co innego: że Monroe stała się ofiarą największego zbiorowego gwałtu w historii nowożytności. Pierwszą megagwiazdą zawłaszczoną i zniszczoną przez masy i producentów.

Przez cztery godziny bohaterka Lupy tańczy ze swoją powierniczką i kochanką Paulą (Katarzyna Figura) szalony rosyjski taniec. Kpi z zakochanego w niej psychoanalityka (Władysław Kowalski), który kocha Marilyn, a może być z nią tylko wtedy, gdy gwiazda potrzebuje pomocy. Dlatego wpycha ją na dno. Marilyn czuje się najlepiej, gdy fotograf André (Piotr Skiba) nie chce od niej nic poza rozmową. I głaszcze ją delikatnie po twarzy pędzlem do makijażu.

Barłóg, w którym leży Marilyn, Lupa usytuował na stołach, przy których odbywają się próby Teatru Dramatycznego. Bo „Persona” ma być próbą. Tylko wtedy spełnia się marzenie reżysera o teatrze wyzwolonym z konwencji.

Wzięliśmy udział w happeningu. Bohaterką nie jest wcale Monroe, lecz my. Lupa uczynił z amerykańskiej gwiazdy medium, które ujawnia nasze marzenia i osobowości. Po długim ujęciu spotkania mistrzów kamera filmuje widownię i rzuca obraz na scenę. Mamy zdecydować, czy jesteśmy bohaterami, czy antybohaterami „Persony”. Wybieramy prawdę czy kłamstwo.

Marilyn nie wychodzi do braw. Spłonęła na stosie ofiarnym.

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autora:

[mailto=j.cieslak@rp.pl]j.cieslak@rp.pl[/mail][/i]

Marilyn jest Sandra Korzeniak, która grała u Lupy Małgorzatę w inscenizacji powieści Bułhakowa. Oglądamy Monroe w oparach koszmarnego snu poddanego psychoanalizie.

Została zaproszona na śniadanie mędrców i mistrzów. Wielki Mag (Zbigniew Kaleta), gospodarz ceremonii, przypomina Jezusa, ale jest postacią z dzieł Carla Junga. Leży na kozetce-wózku inwalidzkim, zawinięty w koc – niczym w całunie. To stypa po balu u Wolanda. Świata nie dało się uratować. Mag mówi: potrzebna jest nowa osobowość. Nowa ofiara. Naga, przerażona Marilyn chwieje się na srebrnych szpilkach. Próbuje się zasłonić sukienką. Wtula w betonową ścianę.

Pozostało 91% artykułu
Teatr
Kaczyński, Tusk, Hitler i Lupa, czyli „klika” na scenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły