Bestie kapitalizmu

Festiwal Czterech Kultur. "Ziemia Obiecana" Jana Klaty jest antykapitalistycznym teledyskiem. Niedopracowanym, nierównym

Publikacja: 11.09.2009 19:54

Festiwal 4. Kultur. "Ziemia Obiecana" Jana Klaty

Festiwal 4. Kultur. "Ziemia Obiecana" Jana Klaty

Foto: Fotorzepa, Marcin Zubrzycki Marcin Zubrzycki

Reżyser pokazał kapitalizm jako burdel, dżunglę, cyrk. Udanie wydobył zwierzęce emocje, jakie kryją się za fasadą cywilizacji. Moryc, Maks i Karol, skamląc o kredyt, podskakują wokół Zuckera niczym pieski. Za dobry procent opłaca się sprzedać przyjaciół. I Maks to robi. A bohaterowie śpiewają cynicznie "Money, Money" Abby.

Nagle halę dawnej łódzkiej fabryki Scheiblera przeszywa solo Phila Collinsa z "In the Air Tonight". Lucy Zucker (Ewa Skibińska) i Karol Borowiecki (Bartosz Porczyk) wykonują piosenkę o kłamstwie i zdradzie na dwie perkusje. Karol wali w bębny przebrany w kostium małpy. Szczytują. Razem, ale osobno. Nie chodzi o miłość, tylko o wyładowanie emocji.

[srodtytul]Pazerność jest dobra [/srodtytul]

W inscenizacji Klaty kobiety są największymi przegranymi. Lucy zrzuca piękne białe futro i naga zatacza się między kolumnami dawnej przędzalni, gdzie zainstalowali swoje biura giełdowi macherzy. Samotna, porzucona przez Borowieckiego, nieszczęśliwa. Z głośników płyną dźwięki "I Will Always Love You" Whitney Houston. Poszarpany reżyserski remiks odarł szlagier z melodramatyzmu. Wydobywa brud i bezwzględność damsko-męskich relacji w świecie, gdzie pieniądze ważniejsze są od miłości.

"It's a Man's World" – przyznają bohaterowie Klaty, śpiewając szlagier Jamesa Browna, podczas gdy bohaterki tańczą na rurach w barze go -go, przez cały spektakl ubrane w obcisłe, seksowne gorsety i czarne pończochy. Są przystawką na biznesowy lunch. Tymczasem faceci najbliższy kontakt mają z laptopami, bilardowym kijem, flaszką, kokainą. Częściej niż kobiety obściskują podczas pijackich orgii swoich biznesowych partnerów i konkurentów. Równie fałszywie jak żony i kochanki. Zgodnie z hasłem "Pazerność jest dobra".

To motto spektaklu. Wypowiada je Bum Bum (Marcin Czarnik), postać o wielu obliczach. Jest mistrzem ceremonii, raperem w białym kombinezonie. Złym duchem, diabłem. Przychodzi jako śmierć. Uosabia piekło i przynosi pożar. Dosłownie. W finale płonie jak fabryka Borowieckiego.

Na premierze scenie tej, pomimo ofiarności Marcina Czarnika, brakowało precyzji. A wcześniejsza, kiedy Karol przysięga Zuckerowi, że nie miał romansu z Lucy – utonęła w banale pijackiego bełkotu pozostałych postaci. Zmarnowano mocny efekt wejścia Bum Buma z wielkim drewnianym, osmalonym krzyżem, na który przysięga Borowiecki. I za to krzywoprzysięstwo spotyka go kara.

[srodtytul] Narodowe stereotypy [/srodtytul]

Konsekwencji brakuje w prowadzeniu kobiecego wątku. Klata osadził "Ziemię Obiecaną" we współczesności. Ale wśród ludzi biznesu nie ma żadnych kobiet. Reżyser ewidentnie okazuje współczucie Lucy Zucker i Madzie Müller, która pragnie miłości i chce się rozwijać intelektualnie. Tymczasem eteryczna Anka z pojemnikiem na kury i Trawińska wyszukująca włoskich nowinek – z plastikowym stolikiem na głowie! – to blond idiotki ze szlacheckiego dworku. Klata zapowiadał, że chce uniknąć narodowych stereotypów, ale się nie udało.

Zabawne, że Michał Majnicz gra Moryca jak Pszoniak, Bartosz Porczyk zaś – Olbrychskiego. Niestety, reżyserowi brakuje precyzji Wajdy. Do premiery w Teatrze Polskim we Wrocławiu warto teledysk przemontować.

Reżyser pokazał kapitalizm jako burdel, dżunglę, cyrk. Udanie wydobył zwierzęce emocje, jakie kryją się za fasadą cywilizacji. Moryc, Maks i Karol, skamląc o kredyt, podskakują wokół Zuckera niczym pieski. Za dobry procent opłaca się sprzedać przyjaciół. I Maks to robi. A bohaterowie śpiewają cynicznie "Money, Money" Abby.

Nagle halę dawnej łódzkiej fabryki Scheiblera przeszywa solo Phila Collinsa z "In the Air Tonight". Lucy Zucker (Ewa Skibińska) i Karol Borowiecki (Bartosz Porczyk) wykonują piosenkę o kłamstwie i zdradzie na dwie perkusje. Karol wali w bębny przebrany w kostium małpy. Szczytują. Razem, ale osobno. Nie chodzi o miłość, tylko o wyładowanie emocji.

Teatr
Kaczyński, Tusk, Hitler i Lupa, czyli „klika” na scenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły