Trwająca do czwartku impreza jest rzadką okazją przyjrzenia się, jak twórczość naszego pisarza postrzegana jest przez obcokrajowców. Wszystkie spektakle zaproszone na do Radomia, zarówno polskie jak i zagraniczne wyreżyserowali cudzoziemcy.
Najciekawszą był „Trans-Atlantyk” zrealizowany w Teatrze Narodowym w Buenos Aires. Oglądając spektakl Adriana Blanco miałem wrażenie, że przygotowali go miłośnicy Gombrowicza, którzy doskonale czuli jego „wyniosłość”, a jednocześnie jak on potrafili bawić się formą, umieli znaleźć prześmiewczy ton zaprawiony szczyptą perwersji.
Reżyser znakomicie operował pastiszem i groteską. Kiedy np. Gustawo Manzanal grający Gombrowicza wchodził do kawiarni — rozlegały się dźwięki chopinowskiego poloneza. Gdy Gonzalo uwodził młodego Ignaca — z patefonu słychać było piosenkę Ordonki „Na pierwszy znak”, a słowa „trudno sercu się sprzeciwiać, gdy wyrywa się i drży” nabierały nowego znaczenia.
Spektakl uznany za jedno z najlepszych przedstawień minionego sezonu w Argentynie jest świetną pracą zespołową, w której na szczególne uznanie zasługuje brawurowa rola Gonzala w interpretacji Pabla De Nito.
Wczesny utwór Gombrowicza, „Historia”, posłużył z kolei Meksykanom jako temat dla szalonego, dekadenckiego kabaretu. W tej konwencji rozgrywał się „Barfotaupproret”. Opowieść o ucieczce przed dojrzałością, o rodzinie i wolności. Co ciekawe bohaterem był nie chłopiec Witold lecz dziewczynka Witolda grana przez starszą aktorkę Mię Benson, która wcześniej wystąpiła z powodzeniem w roli… Henryka w „Ślubie”.