Krzysztof Globisz jest jednym z nielicznych artystów, którzy zaczynali na przełomie lat 70. i 80 i osiągnęli sukces również w nowym teatrze – m.in. w widowiskach Jana Klaty („Trylogii", „Weselu Orgaza" czy ostatnio – w „Koprofagach").
„Jekyll/Hyde" jest próbą połączenia tradycji z awangardą, sztuki scenicznej transformacji z one man show, która wciąga widzów do akcji. Najcenniejsze jest to, że w Polonii dopieszczającej raczej widzów o tradycyjnych upodobaniach to kolejny eksperyment formalny po „Dobry wieczór państwu" Krzysztofa Materny. Wspaniała kontynuacja wideoteatru „Poza" Piotra Lachmanna i Jolanty Lothe.
Jakub Porcari, reżyser i autor scenariusza, napisał go z myślą o Krzysztofie Globiszu. Oparł tekst na motywach książki R. L. Stevensona. Ale historia doktora Jekylla, który – używając chemicznej substancji – przeistacza się w krwawego mordercę-pedofila Hyde'a, jest jedynie pretekstem do rozważań na temat dobra i zła.
Porcari zaprosił do współpracy również Michała Poniedzielskiego i Remigiusza Wojaczka, którzy nakręcili w postindustrialnych plenerach Łodzi znakomity horror (wideo) stylizowany na nieme kino. Stał się on wirtualnym partnerem Globisza. Dosłownie. Od początku gra z własnym cieniem, wychodzi z siebie, a nawet staje obok i dialoguje z postaciami na ekranie. Bada różne bieguny ludzkiej natury.
Gdy aktor zaprasza do niejednoznacznej zabawy – udowadnia, że wielki artysta może wiele, a może nawet wszystko? Jego bohater przekonuje na przykład, że nie da się pokochać świata ani Boga – nie akceptując zła. W ustach mordercy brzmi to przewrotnie. Robi się strasznie podczas spotkania Hyde'a z sześcioletnią dziewczynką.