* * * * * *
„Dwanaście stacji" Tomasza Różyckiego, adaptacja i reżyseria: Mikołaj Grabowski, muz. Radosław Wocial, scen. Jacek Ukleja
, Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu, premiera 22 czerwca
Imponuje mi spójność repertuarowych poszukiwań Mikołaja Grabowskiego w ostatnich sezonach. Sarmackim „O północy przybyłem do Widawy, czyli opis obyczajów III" według Kitowicza opowiadał o Polsce tymczasowej, chwiejnej, wymyślanej na nowo z kolejnych nieszczęść narodowych i nieuchronnych zderzeń z nowoczesnością oraz Europą. Potem był „Dziennik" Gombrowicza, pęknięty na dwie części – polską i egzystencjalną – w którym ciało wygrywało z ideą, strach przed nieistnieniem był silniejszy od lęku uwięzienia w narodowości. Wreszcie pojawił się krakowski „Pan Tadeusz" – historia pielgrzymującej gromady, którą w niepewną przyszłość wiodą mit polskiej przeszłości, pilna potrzeba ofiary i jakiegokolwiek bohatera. Grabowski szukał u Mickiewicza opisu społeczności niedojrzałej i zdziecinniałej, fałszującej rzeczywistość na sielsko-anielski wzór, żeby tylko przykryć codzienną brzydotę i złość na świat oraz ludzi.
„Dwanaście stacji" – poemat Tomasza Różyckiego – uzupełnia, a po części nawet powtarza badania reżysera nad polską prowincją, na której czas się zatrzymał, gdzie wciąż trwa rodzinno-sąsiedzka wspólnota. Różycki oczywiście dialoguje z Mickiewiczem – tytuł jego utworu nie przypadkiem nawiązuje do liczby ksiąg „Pana Tadeusza", poszczególne sceny są echem, parodią lub naniesieniem dobrze znanej narracji na inną skalę. Ale Grabowskiego te podobieństwa i współbrzmienia interesują znacznie mniej, bo chce iść dalej i mocniej wyartykułować pewne sprawy.
Wyprawa ośmiorga weteranów
Spektakl zaczyna się od filmu. Na scenie wisi wielki ekran, z którego gada do nas sam poeta. Słuchamy, jak brzmi w jego wykonaniu inwokacja, jak rodzą się kolejne poetyckie frazy, widzimy, jak wprowadza Wnuka – rozdzielonego na czwórkę aktorów bohatera utworu.