Kuchnia polska

Pogra?z?eni w kuchennych rozmowach bohaterowie „Dwunastu stacji” podro?z?uja? przez Polske? i historie?. A rez?yser Mikołaj Grabowski ponownie bada prowincje?, na kto?rej czas sie? zatrzymał

Publikacja: 08.07.2012 19:00

Kuchnia polska

Foto: materiały prasowe

* * * * * *

„Dwanaście stacji" Tomasza Różyckiego, adaptacja i reżyseria: Mikołaj Grabowski, muz. Radosław Wocial, scen. Jacek Ukleja

, Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu, premiera 22 czerwca

Imponuje mi spójność repertuarowych poszukiwań Mikołaja Grabowskiego w ostatnich sezonach. Sarmackim „O północy przybyłem do Widawy, czyli opis obyczajów III" według Kitowicza opowiadał o Polsce tymczasowej, chwiejnej, wymyślanej na nowo z kolejnych nieszczęść narodowych i nieuchronnych zderzeń z nowoczesnością oraz Europą. Potem był „Dziennik" Gombrowicza, pęknięty na dwie części – polską i egzystencjalną – w którym ciało wygrywało z ideą, strach przed nieistnieniem był silniejszy od lęku uwięzienia w narodowości. Wreszcie pojawił się krakowski „Pan Tadeusz" – historia pielgrzymującej gromady, którą w niepewną przyszłość wiodą mit polskiej przeszłości, pilna potrzeba ofiary i jakiegokolwiek bohatera. Grabowski szukał u Mickiewicza opisu społeczności niedojrzałej i zdziecinniałej, fałszującej rzeczywistość na sielsko-anielski wzór, żeby tylko przykryć codzienną brzydotę i złość na świat oraz ludzi.

„Dwanaście stacji" – poemat Tomasza Różyckiego – uzupełnia, a po części nawet powtarza badania reżysera nad polską prowincją, na której czas się zatrzymał, gdzie wciąż trwa rodzinno-sąsiedzka wspólnota. Różycki oczywiście dialoguje z Mickiewiczem – tytuł jego utworu nie przypadkiem nawiązuje do liczby ksiąg „Pana Tadeusza", poszczególne sceny są echem, parodią lub naniesieniem dobrze znanej narracji na inną skalę. Ale Grabowskiego te podobieństwa i współbrzmienia interesują znacznie mniej, bo chce iść dalej i mocniej wyartykułować pewne sprawy.

Wyprawa ośmiorga weteranów

Spektakl zaczyna się od filmu. Na scenie wisi wielki ekran, z którego gada do nas sam poeta. Słuchamy, jak brzmi w jego wykonaniu inwokacja, jak rodzą się kolejne poetyckie frazy, widzimy, jak wprowadza Wnuka – rozdzielonego na czwórkę aktorów bohatera utworu.

Niesamowita jest twarz Różyckiego, genialnie odnajdującego się nie tylko w roli przewodnika i demiurga scenicznego świata, ale też postaci wysnuwającej z siebie temat, miejsca akcji i kolejne detale. Czuć w nim boleść i skupienie, przecinane raz po raz ostrzem ironii czy absurdu. Różycki śmieje się z siebie w sytuacji odgrywania wiersza, pokazywania swego świata, formowania języka. Ale ten śmiech równocześnie rani go i pcha do dalszego mówienia.

Opolskie mieszkanie z filmowego obrazu przeistacza się w realny moduł przestrzenny, za ekranem odkrywamy kuchnię Babci, strefę tajemnych kulinarnych rytuałów, miejsce rodzinnych debat i czarodziejską krainę przeszłości. U Grabowskiego do tej kuchni włażą dwa pokolenia przesiedleńców z Kresów, którzy zmienili się w opolskich autochtonów. Oprócz młodych, widać tu pięciu starców i trzy seniorki. Piękni i dostojni, rozdokazywani i łobuzerscy weterani opolskiego teatru skandują tekst Różyckiego, jakby pałaszowali michę lokalnych specjałów. Są w nich ciepło i duma, moc i poczucie językowej oraz sytuacyjnej bezkarności. Siedzą w miejscu, a jakby stale przez Polskę i historię wędrowali. Bo przecież Różycki rekonstruuje nie tylko ich rodowo-lokalną mentalność – porusza ich wizją powrotu do ukraińskiego matecznika w celu odbudowy spalonego podczas wojny i rzezi wołyńskich kościółka.

Misję zjednoczenia wygnańców, przygotowania trasy sentymentalnego powrotu i imprezy okolicznościowej otrzymuje Wnuk. I to on wędruje po okolicznych wsiach, od Opola do Prudnika, krąży ulicami znanymi z dzieciństwa, telepie się w pekaesie, gubi na kolejowych rozdrożach. Jego monolog, scalanie pamięci, ludzi i szczegółów, zmienia się w ciąg komicznych scenek, w których trzech chłopaków (Schmidt, Namysło, Ciołek) i dziewczyna (Kornelia Angowska) musi przekrzyczeć nie tylko chóry seniorskie, ale także zrozumieć świat, z którego wyszli i który ich uformował.

Grabowski nie napuszcza generacji na siebie. Pozwala młodym podglądać odchodzący świat dziadków, sycić się jego prostotą i prawdą. Ale też dziwić jego irracjonalnym uprzedzeniom oraz niedzisiejszym przyzwyczajeniom. Najefektowniejsze są tu oczywiście sceny, które zawsze Grabowskiemu wychodziły – relacje z monumentalnego pijaństwa polskiego, afirmacja rodzinnych spotkań i wspólnych posiłków, portret prowincjonalnych cudaków. Fragmenty filmowe, nakręcone przez syna reżysera Michała, to wartość sama w sobie w tym spektaklu, kręcone z dziwnej perspektywy, jak najbliżej twarzy aktorów zakrzywiające rzeczywistość. Powinna z nich powstać pełnometrażowa opowieść o poemacie Różyckiego.

Elegancka i drelichowa polskość

W finale moduł kuchenny zostaje wrzucony w filmową arkadię, stoi gdzieś pośrodku łąki wypełniony śpiącymi, spitymi bohaterami. I dopiero wtedy zaczyna się ich fantasmagoryczna – a może przez to jedynie prawdziwa – podróż na Wschód. Przebrani w eleganckie stroje retro podchodzą do makiety wagonu C.K. kolei. Rusza teatralna obrotówka, a oni przez okienka recytują nam sen o powrocie do miejsca narodzin, o drodze pod prąd czasu. Grabowski uderza w ton nostalgii, ale nie ma w tym zabiegu ani grama czułostkowości. Bucha pieśń „A chachary żyją!", biesiadna, wstydliwa, rubaszna. Starzy ludzie w pociągu, żywi i umarli, prawdziwi i wyśnieni, nie żegnają się ani z ojczyzną, ani z życiem, ani z przeszłością. Śnią i są razem, jadą i zarazem nigdzie się nie ruszają.

Dom to język – mówi na koniec Grabowski – ojczyzna to nie tylko pamięć, ale i nieustanne jej zapominanie oraz przypominanie. A polskość nakłada się raz jak odświętne ubranie, raz jak robociarski drelich. W tym sedno.

„Dwanaście stacji" Tomasza Różyckiego, adaptacja i reżyseria: Mikołaj Grabowski, muz. Radosław Wocial, scen. Jacek Ukleja

, Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu, premiera 22 czerwca

Pozostało 97% artykułu
Teatr
Kaczyński, Tusk, Hitler i Lupa, czyli „klika” na scenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły