Strauss na ostatnią godzinę

Węgierski reżyser Kornél Mundruczó stworzył na motywach „Zemsty nietoperza" Johanna Straussa bardzo niekonwencjonalną operetkę o śmierci

Publikacja: 30.09.2012 19:00

Strauss na ostatnią godzinę

Foto: TR Warszawa, Ma?rton A?gh Ma?rton A?gh

Red

* * * * *

„Nietoperz albo mój cmentarzyk",


reż. Kornél Mundruczó, scen. Kata Wéber, Kornél Mundruczó,


TR Warszawa, premiera 20 września

Możesz zdecydować, jakiej muzyki posłuchasz przed śmiercią. I możesz zdecydować, kiedy umrzesz. Eutanazja stała się legalna. Ludzie zrozumieli, że odbieranie życia osobie, która tego pragnie, to taka sama zabawa w Boga jak przedłużanie życia, które bez ingerencji medycznej by się skończyło. W wyniku wypadku, choroby, niepełnosprawności.

Na początku potrzebna jest diagnoza, twój stan zdrowia musi być beznadziejny, a świadomość pełna. Jednak bez problemu znajdziesz lekarza, który wystawi fikcyjną diagnozę, a ta zostanie spisana i wydrukowana na prawdziwym papierze. Bo cały ludzki świat zbudowany jest z origami. Ukradziony pocałunek, randka, miłość, która pojawia się znienacka w sylwestrową noc, praca – to wszystko origami. Łatwopalne. A kiedy tracimy umiejętność budowania z kartek papieru nowych kształtów albo ulubionych statków i smoków, kiedy nie umiemy albo dłużej nie chcemy, możemy umrzeć. Legalnie.

„Nietoperz albo mój cmentarzyk" w reżyserii Kornéla Mundruczó, balansując gdzieś pomiędzy przedstawieniami Pollescha i kabaretem Olgi Lipińskiej, prezentuje nową jakość operetki. Oparty jest na motywach „Zemsty nietoperza" Johanna Straussa, którą reżyser traktuje jako swobodną inspirację. Tam są wielki bal, kolorowe stroje i maski, tutaj sylwestrowa zabawa w szpitalnej sali, białe prześcieradła i nagość. Filmowe doświadczenie reżysera jest wyraźnie widoczne w sztuce. Absurd wymieszany jest z groteską, inteligencja z radością. To jedno z tych teatralnych doświadczeń, które pozwala wyjść z sali z uśmiechem. Ten jednak szybko, bardzo szybko, przy najbliższej chwili samotnej refleksji znika. I zamienia się w ból. Mundruczó uniknął patosu, by opowiedzieć o egzystencji, śmierci, chwycić widownię, przytrzymać i nakarmić, również dosłownie – kolorowymi pastylkami, które należy zjeść, gdy poziom napięcia będzie nie do wytrzymania. Zaaranżowane na syntezatorach, śpiewane przez cały zespół arie są jak sen, ucieczka od codzienności, pomagają nabrać powietrza.

Popisowe, spójne i autentyczne kreacje stworzyli Małgorzata Buczkowska, Roma Gąsiorowska, Agnieszka Podsiadlik i Dawid Ogrodnik. W rolę szefa kliniki, a zarazem cynicznego narratora przejmująco wcielił się Adam Woronowicz, który w intermediach prześmiewa sytuację finansową polskich teatrów pozbawianych dotacji. Z tego powodu podczas balu sylwestrowego zamiast kiełbasek aktorzy z prawdziwym smakiem będą mogli obgryzać swoje palce.

Wisielczy nastrój wymieszany jest z intymnością. Świetnie zaaranżowana przestrzeń szpitala wytycza – by za chwilę zatrzeć – granice pomiędzy rzeczywistością a fikcją. Być może tuż przed śmiercią usłyszeć arię z „Zemsty nietoperza" to jeden z lepszych pomysłów...

„Nietoperz albo mój cmentarzyk",

reż. Kornél Mundruczó, scen. Kata Wéber, Kornél Mundruczó,

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Teatr
Teatr Wielki. Personalne przepychanki w Poznaniu
Teatr
„Ziemia obiecana” Kleczewskiej: globalni giganci AI zastąpili wyścig fabrykantów
Teatr
„Ziemia obiecana": co powiedzą Kleczewska, Głuchowski i Klata o dzisiejszej sytuacji?
Teatr
Czy Urząd Świętokrzyskiego planuje przetarg na teatr w Kielcach?
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Teatr
Co będzie, gdy wejdą Ruscy i zaczną się rozbiory? Nowa sztuka Szczepana Twardocha