W zapowiedzi podano, że w spektaklu użyta będzie ludzka krew. Potem, że wydarzenie przeznaczone jest dla widzów dorosłych. W końcu – że może wywoływać silne stany emocjonalne. Iść? Nie iść? Na szczęście z ponad setki widzów, którzy przyszli zobaczyć akcję Łukasza Chotkowskiego w teatrze Komuna//Warszawa, żaden nie zasłabł. To jedna z aktorek zemdlała podczas pobierania krwi. Zajęły się nią dwie obecne na scenie pielęgniarki. Reszta aktorów cierpliwie czekała na swoją kolej. Krew ściekała do sterylnych woreczków. Patrzeć? Nie patrzeć? Podłoga i ściany wyłożone folią. Jak mogli napisać, że po pokazie zapraszają na spotkanie z twórcami przy kieliszku wina? Lepsza byłaby tabliczka czekolady. Jednak spotkanie się nie odbyło. Reżyser musiał dojść do siebie po tym, jak pod koniec spektaklu wyciął żyletką słowo TERAZ na swoim brzuchu. Zostawił widzów w rozkroku pomiędzy „Hardcorowe, ale dobre!" i „To jakaś żenada". Ktoś zapytał „Po co to?".
Wstyd? Strach? Podniecenie?
Performance był częścią cyklu „re//mix", który od trzech lata odbywa się w Komunie//Warszawa. Uznani twórcy młodego i średniego pokolenia w krótkich formach scenicznych odnoszą się do twórczości swoich mistrzów. Od Laurie Anderson w przeróbce Wojtka Ziemilskiego po noblistę Daria Fo, w którego wcielił się Paweł Demirski. „Teraz" Łukasza Chotkowskiego nawiązywało do eksperymentów Mariny Abramović, słynnej performerki i artystki body artu. Remiksy wychodzą różnie, ale mają jedną cechę wspólną – wytrącają widza z roli biernego obserwatora. Stawiają w sytuacjach nie do końca komfortowych. Fakt, że akcje są jednorazowe, wyzwala w twórcach brawurę i odwagę podejmowania większego ryzyka, niż zazwyczaj ma to miejsce w tradycyjnym teatrze, gdzie krew na scenie, podobnie jak wódka, są sztuczne. Artyści w Komunie czują się bezpieczni, co daje niespotykane gdzie indziej efekty.
Jednak przede wszystkim ryzykują widzowie. Ci, którzy nie są gotowi na „silne stany emocjonalne", powinni zostać w domu. Bo co musi czuć osoba, którą artysta wyciąga przed szereg widowni, zasłania oczy przepaską, przytula do siebie i prowadzi w bardzo intymnym tańcu? Wstyd? Strach? Podniecenie? Co czuje widz, przed którym w odległości na wyciągnięcie ręki nagi tancerz dokonuje intymnych wyznań? Przy Lubelskiej można trafić na spektakl, który mocno przekracza granice tradycyjnych teatralnych doświadczeń.
Dlaczego tu jesteś?
Komuna nigdy nie była teatrem przyjemnych przedstawień. Początkowo w ogóle nie była teatrem. Kiedy w '89 roku grupa kolegów z podwarszawskiego miasteczka zakładała Komunę Otwock, chodziło im o aktywizację lokalnej społeczności. Pisali rewolucyjne manifesty, rozrzucali ulotki z anarchistycznymi hasłami, obrzucali budynki słoikami z farbą i ustawiali w centrum konstrukcje ze śmieci. O istnieniu Komuny mieszkańcy dowiedzieli się pewnej nocy, kiedy kilku członków grupy przeszło przez miasto, waląc w garnki i krzycząc „Obudźcie się mieszczanie, nastały nowe czasy...". Denerwowali miejscowych urzędników, policję i księdza. Samo słowo „komuna" było wystarczająco skompromitowane. A rewolucja? Manifest? Uliczne happeningi, z których potem zrodził się teatr, były chwytem mającym zwrócić uwagę przechodniów na to, co członkowie Komuny mieli do przekazania. „Świat jest zły – mówili. – Musimy dążyć do jego poprawy". Dwadzieścia lat później oficjalnie przyznali, że naiwnością było wierzyć w podobną utopię. Zanim jednak to nastąpiło, przez dwie dekady funkcjonowali jako dyżurni anarchiści, offowy teatr od czarnej antykapitalistycznej roboty. Pacyfizm, tolerancja, ekologia, antykonsumpcjonizm. – Komuna była rzecznikiem kontrkulturowych wartości. Alternatywna młodzież otwocka ją uwielbiała i chętnie angażowała się w jej działania. Na początku lat 90. grupa brała udział we wszystkich warszawskich akcjach protestacyjnych w obronie praw człowieka i zwierząt. – Były dość spektakularne, graliśmy na metalowych beczkach, przebrani w gipsowe maski, więc telewizja chętnie je kręciła i puszczała w wiadomościach. Kilka razy materiał o naszym happeningu był w dzienniku wiadomością numer jeden – opowiada Grzegorz Laszuk, współzałożyciel Komuny. Charakter propagandowy miały też pierwsze spektakle – proste, krótkie hasła wykrzykiwane przez megafon, do tego rytmiczna muzyka i stroboskop: „Dlaczego tu jesteś?, Co kieruje twoim życiem?, Czy jesteś szczęśliwy?".