Dotyczą one współczesności i naszej dzisiejszej kondycji. Jak mówił „Rzeczpospolitej" (8.08.2016) autor sztuki: „Opowiada ona o niecodziennych chwilach, które przytrafiają się każdemu – kiedy nasze życie wyskakuje z utartych kolein. Najbardziej podoba mi się tłumaczenie, że break-out oznacza ucieczkę z więzienia. W dzisiejszym świecie każdy z nas miewa takie break-outy, kiedy czas się zatrzymuje. To może być radosne czy dramatyczne doświadczenie albo jak w sztuce: chwilowe odłączenie od cywilizacji".
Fabuła sztuki jest prosta: do prowincjonalnej mieściny przyjeżdża na spotkanie autorskie modny pisarz Konrad Brzeski (Bartosz Opania). Kiedy po spotkaniu z widzami i udzieleniu wywiadu Zuzie (Barbara Garstka) chce wracać – okazuje się, że popsuł się jego sportowy samochód. Musi zostać, choć wcale nie chce. Pomocy udziela mu Mechanik (Zbigniew Zamachowski), a przedłużający się czas oczekiwania wypełniają rozmowy z Zuzą i Niną (Weronika Nockowska).
Zbigniew Zamachowski, grający Mechanika ubranego w nieskazitelnie biały, elegancki strój i będącego najbardziej zagadkową postacią tej opowieści, mówi:
– Aż nie chcę nazywać uosobieniem kogo jest grana przeze mnie postać, bo wyszłoby, że anioła, Pana Boga albo przeznaczenia. Więc lepiej – jest jasną postacią. I mam nadzieję, że wystarczająco dużo Mechaników jest na tym świecie, żeby całkiem nie zwariował. Na pytanie, o czym jest „Breakout", nie odpowiem, może tylko tyle, że czytając tekst, często się uśmiechałem, bo lubię mądre, subtelne poczucie humoru. Pojawiający się w sztuce pomysł tweetowania dekalogu i usuwania niewygodnych z niego przykazań uważam za odważny, acz interesujący.
– Wcale nie uważam, by Mechanik był bardziej pozytywną postacią niż Pisarz – nie zgadza się Bartosz Opania. – Myślę, że nawet taki kabotyn – jak grana przeze mnie postać – to widzi. I chociaż Pisarz jest człowiekiem kłamliwym, to jednak i słowa prawdziwe z jego ust padają – na przykład – o Polsce, o tym, że się jej jednak trochę wstydzimy. „Breakout" opowiada też o tym, że w dzisiejszym świecie zawłaszczamy wszystko, że z wybitnych dzieł potrafimy zrobić – jak to się ładnie dziś pisze – adaptacje. I uznać za swoje, oczywiście. Tak jak stało się w przypadku książki, pod której autorstwem podpisał się mój bohater – nikt nie widzi problemu, bo wszyscy tak robią. A to przecież kradzież. Wielu prezenterów telewizyjnych operuje sformułowaniem: „ktoś kiedyś powiedział". Ale przecież to ktoś konkretny powiedział. Teraz każdy jest swoim własnym bohaterem na portalach społecznościowych. Wszyscy piszemy książki, bo – wszyscy mamy prawo pisać książki. Wszyscy opowiadamy o sobie. Każdy może dręczyć innych swoim talentem bądź jego brakiem – nawet aktorzy przez pięć godzin każący podziwiać się widzom w teatrze. Jakim prawem? A i tak, już poszliśmy dalej...