Powstanie specjalny sąd, w którym zasiądą doświadczeni sędziowie oraz wielu ekspertów – oświadczył prezydent Iranu Hasan Rouhani, zapowiadając osądzenie odpowiedzialnych za zestrzelenie ukraińskiego boeinga i śmierć 176 osób. Z jego wyjaśnień wynika, że przed sądem staną wszyscy, którzy podjęli tragiczne w skutkach decyzje lub też zawinili przez niedbalstwo. I nie ma tu znaczenia, że odpalenie rakiet miało miejsce w sytuacji wywołanego przez USA konfliktu.
Takie zapewnienia mają zapobiec dalszym antyrządowym protestom w Iranie. W gruncie rzeczy są one przedłużeniem masowych aktów publicznego niezadowolenia, trwających od jesieni ubiegłego roku. Od słynnej rewolucji islamskiej w 1979 roku nie było w Iranie większych wystąpień. Stłumione krwawo przez reżim ajatollahów kosztowały życie półtora tysiąca osób – według zagranicznych źródeł.
Z wielu źródeł w Iranie napływają obecnie informacje, że nadal strzela się do protestujących ostrą amunicją. Nie brak haseł w rodzaju „śmierć dla dyktatora", przy czym każdy wie, iż chodzi o ajatollaha Alego Chamenei, duchowego przywódcę Iranu.
– Nie sądzę, aby obecne demonstracje stanowiły poważne zagrożenie dla władz. Nie są już tak liczne jak jeszcze niedawno i są dziełem głównie młodych ludzi na uniwersytetach – tłumaczy „Rzeczpospolitej" sir Richard Dalton, brytyjski analityk i były ambasador w Iranie.
Zauważa przy tym, że Teheran nie jest zainteresowany zaostrzeniem kursu politycznego w sprawie o wielkim znaczeniu, którą jest międzynarodowe porozumienie atomowe (JCPOA) z 2015 roku. – Mamy nadzieję, że uda nam się skłonić Iran do respektowania w pełni postanowień tego porozumienia – czytamy we wspólnym oświadczeniu Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii.