Tę historię usłyszeliśmy z dwóch niezależnych źródeł dyplomatycznych w Brukseli. Był piątek rano, drugi dzień szczytu UE w Brukseli. Wydawało się, że obrady szybko dobiegną końca, bo najważniejsze tematy - brexit, unijne cele klimatyczne i sytuacja związania z Covid-19 - liderzy państw UE przedyskutowali już w czwartek.
Nieoczekiwanie jednak półtorej godziny spędzono nad jednym fragmentem wniosków końcowych, dotyczącym Afryki, a konkretnie nad sformułowaniem o „równości płci” w Afryce, jako jednej z tych wartości, które przyświecają zaangażowaniu UE na tym kontynencie. Zdanie, zawierające to sformułowanie, wymienia cały katalog wartości, jak praworządność, prawa społecznie, ochrona środowiska, czy edukacja młodych.
Z naszych informacji wynika, że „równość płci” (ang. gender equality) jeszcze przed szczytem było krytykowane przez Polskę, która zaproponowała zamiast tego pojęcie „równości mężczyzn i kobiet”. Sprawa wywołała na szczycie gorącą dyskusję, bo większość krajów nie chciała się zgodzić na polski postulat, przypominając, że nawet w unijnych dokumentach dotyczących Afryki już wcześniej „równość płci” się pojawiała. Mówiły o tym takie państwa, jak Szwecja, Dania, Holandia, Belgia, Hiszpania, Irlandia, ale też np. Litwa i Łotwa. Polskę popierały tylko Węgry.
Dialog z Polską utrudniał fakt, że nie było z kim rozmawiać, bo Mateusz Morawiecki z powodu kwarantanny do Brukseli nie przyjechał. Pełnomocnictwo do reprezentowania Polski przekazał Andrejowi Babišowi. Ale premier Czech nie rozumiał problemu Polski. Gdy z powodu przedłużającej się dyskusji opuścił salę obrad, zaczął nas reprezentować Viktor Orbán, który też nie chciał sformułowania „równość płci”. Początkowo przekonywał, że nie należy tego wpisywać we wnioski dotyczące Afryki, bo „tam jest inna kultura”. W dalszej część dyskusji stwierdził, że właściwie nie miałby z tym problemu, ale ma instrukcje od Mateusza Morawieckiego.
- Ostatecznie przyznał, że lepiej tego nie wpisywać, bo w Polsce i na Węgrzech jest kultura chrześcijańska i inny światopogląd - relacjonuje nam jeden z dyplomatów. Inni od razu na to zareagowali zgryźliwie: „Aha, czyli nie chodzi o Afrykę, ale o was”.